niedziela, 31 stycznia 2010

Szpital w domu

No i się porobiło...
T wyjechał a w domu zrobiło się jedno wielkie pobojowisko. Lena choruje od tygodnia. Pierwszy raz zagorączkowała w niedzielę wieczorem. Minął tydzień a ona nadal gorączkuje. Już prawie nie ma kaszlu (tylko suchy), już prawie nie ma kataru (od czasu do czasu mokro pod nosem) a gorączka nadal jest.
W piątek zagorączkował Iwo. Katar, kaszel i gorączka. Wszystko to co miała Lena...

Lena gorączkuje obecnie co 12 godzin, Iwo co 5.

No a w sobotę gorączki dostałam Ja. I też mam ją co 5 godzin. REWELACJA!!!

Szpital w domu.
Dobrze, że T wyjechał, może uniknie chorowania.

Wczoraj i dziś byli dziadkowie i bardzo nam pomagali. Mama narobiła gołąbków, nie będę się musiała martwić o obiady dla dzieci. Jak nie będę miała siły po prostu odmrożę gołąbki. Raz podam z ryżem, raz z ziemniakami a raz z makaronem. Będzie różnorodnie.
Mama twierdzi, że jakbym nie dawała rady sama, to ona weźmie wolne i przyjedzie. Zobaczymy czy nadal tak będzie mówiła jak rzeczywiście poproszę o pomoc.

Matko, chciałabym by Lena przestała wreszcie gorączkować.
Jak będzie miała wysoką temperaturę jutro nas czeka pobieranie krwi z oznaczeniem CRP. Nie wiem jak ja to zorganizuję - Lena z gorączką, Iwo z gorączką a ja pchająca wózek... też z gorączką. Zobaczymy... będę się modlić by wreszcie gorączka ustąpiła.

Jestem wykończona psychicznie. Ale nie mam możliwości się poddać. Muszę walczyć do końca. T wraca w poniedziałek za tydzień i muszę dotrwać.

Biedne dzieciaki. Biedna ja.

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Zima i mrozy -22

Jestem wykończona zimą i mrozami sięgającymi 22 stopni.
Wcześniej wkurzało mnie, że chodniki nieodśnieżone, że wózkiem przejechać nie można... a sankami się nie da, bo jednak w niektórych miejscach jest goły chodnik. Beznadzieja.

A co całości Lena się rozchorowała. W sobotę byliśmy na urodzinach u kolegi Lenki, u naszych przyjaciół. Lena jak się ubierała w swoją różową tunikę głośno zastanawiała się, czy będzie się Jackowi podobała ;) . W czwartek poszliśmy na spacer i po prezent dla kolejnego jubilata na kolejną sobotę. No i masz, Lena dostała kataru. W piątek miała katar, ale w sobotę i tak zdecydowaliśmy się pojechać. Było fajnie, dzieci się wyszalały, wybawiły. Mimo podróży okupionej przez Lenę wymiotami - w jedną i w drugą stronę. Biedna ta nasza Lenusia. A jak dzielna w tym wszystkim - nie płacze, nie narzeka, dzielnie znosi tę swoją chorobę. Troszkę jej było przykro, że ubranko się ubrudziło, ale sama sobie wytłumaczyła, że "nic, upierze się" :)
No i w niedzielę do kataru dołączył kaszel, brzydki i świszczący kaszel. I biegunka.
Iwo też biegunka.
Dziś zadzwoniłam po pediatrę do domu, bo wczoraj wieczorem Lena miała gorączkę i dziś rano też. Okazuje się, że nasza córeczka, mała ukochana córeczka musi wziąć pierwszy raz w swoim życiu, antybiotyk. Biedna jest, taka osłabiona gdy dopada ją gorączka. Strasznie mi jej szkoda. I kaszle koszmarnie, bo to zapalenie oskrzeli.

No i teraz robię wszystko by Iwo się nie zaraził. Łatwo nie jest, tym bardziej że nigdy dotąd nie zabraniałam im pić z jednego kubka/bidonu. No to teraz jest wyraz zaskoczenia w oczach, kiedy zabieram. Oby to pomogło.

Dziś dzieci poszły wcześnie spać. Lena przez gorączkę zasnęła o 19:00, Iwo przed 20:00. Pewnie wstaną o 5:00 i zaczniemy kolejny dzień. Oby bez gorączki...

środa, 13 stycznia 2010

strukturalnie

Od Sylwestra jesteśmy z T na diecie strukturalnej. Trudno to nazwać dietą odchudzającą, bo jest to raczej sposób na życie i zdrowe odżywianie. Dla mnie najważniejsze jest to by być długo młodą i sprawną, dla siebie i dzieci. A jak jeszcze trochę pociągnęlibyśmy nasze żywienie, to skończyłoby się to cukrzycą, chorobą wieńcową albo problemami ze stawami i kręgosłupem.
W każdym razie od Sylwestra tylko zdrowe jedzenie.
Dzieciaki też razem z nami pałaszują obiad. Na śniadanie zjadają zwykle to co wcześniej, czyli twarożki, jajeczniczki czy omleciki. Ale na obiad samo zdrowie.
Natomiast my na śniadanie sałatki, a na kolację koktajlik.

Teraz T wyjechał i nie chce mi się sałatki dla samej siebie szykować... więc piję koktajle dwa razy dziennie.

Dziś rano był różowy czyli wiśniowy.

A na obiad mamy makaron z brokułami, sezamem i orzechami. Makaron oczywiście razowy ;)

Od Sylwestra mam na minusie 2 kg. Świetnie się czuję i nie czuję głodu. I co najważniejsze nie czuję chęci na słodycze, a to było największą moją zgubą bo łasuchem jestem nieprzeciętnym.

No i to co mi się najbardziej podoba w tym żywieniu, że nic się nie dzieje jeśli od czasu do czasu zgrzeszę i coś podjem, coś co nie jest strukturalne. Bo najważniejsze, że pozostałe moje posiłki są w pełni strukturalne.

czwartek, 7 stycznia 2010

Histerie mnie wykończą

Poniedziałek i wtorek minął nam pod hasłem: "Lena histeryzuje".
I pewnie wiele by mogła tymi histeriami zdziałać, tyle że nie ze mną. We wtorek wieczorem miałam tak serdecznie dość, że musiałam się wypłakać. Pomyślałam sobie "idę do pracy, dzieci do przedszkola i żłobka, i wreszcie odpocznę". No ale wszyscy wiemy, że to przejściowe, że nie pójdę do pracy ... Dzieci są dla nas najważniejsze i to ich dobro się liczy. A wg mnie miejsce mamy jest przy maluchach.
No ale co sobie poryczałam to moje.
Poryczałam i mi przeszło.

Wczoraj upiekłam 2 blachy pysznych i zdrowych, owsianych ciasteczek. Wstałam dziś rano, spakowałam nas na wycieczkę do Ani i Nataszy. No a potem wstała Lena. Wstała i przemówiła "mam kataj". No to pojechaliśmy. Ciasteczka wylądowały w puszce w kuchennej szafce, drugie śniadanie wyjazdowe dzieci zjadły u Leny w pokoju na poddaszu (też wyjątkowo więc lepiej smakowało niż w kuchni)... Mam nieodparte wrażenie, że za każdym razem jak się umawiam z Anią tyle razy dzieciaki zaczynają chorować.
Ciekawe jak Iwo sobie poradzi, czy sobie poradzi i kiedy i jego dopadnie katar. Oby tylko katar. Oboje wysmarowałam pulmexem, dałam bioaronu i ... zobaczymy.

Dziś Lena nie w humorze z rana, katar ją męczył, popłakała się nad książeczką z naklejkami (bo naklejkę krzywo nakleiła)... po jakimś czasie, jak się już uspokoiła, pod nosem rzekła "Oszaleć mozna"... no i proszę jak ładnie cytuje mamusię :))))

Swoją drogą dzień fajny, aczkolwiek Lena wyjątkowo niegrzeczna była. Przypuszczam, że katar spowodował ogólny dyskomfort... i może ból głowy... bo nieznośna była że hej. Iwo nie raz i nie dwa dziś oberwał od siostry.

Idę spać, późno już, a jutro kolejny dzień :).
Ciekawe o której się dzieci obudzą. Iwo budzi się o 5:00 na jedzenie i ... dziś już nie zasnął. A Lena wstaje o 7:30. Idę, bo będę padnięta....

niedziela, 3 stycznia 2010

Nowy Rok 2010

Przyszedł Nowy Rok 2010. W tym roku kończę 35 lat... starzeję się... nabieram mocy, jak dobre wino :)

Postanowienia noworoczne - mam rok na pozbycie się nadbagażu kilogramów. Nie poprzez restrykcyjne diety ale całkiem zdrowe odżywianie strukturalne. Fajne, smaczne... aż się chce gotować. A i dzieci coraz chętniej zajadają nowe smaki.

A to zdjęcia z ostatnich dni. Sypnęło śniegiem, Święty Mikołaj podarował dzieciom sanki, wiec codziennie jest spacer po zasypanym parku