czwartek, 18 lutego 2010

Jeszcze tylko tydzień

Jeszcze tylko tydzień i wyjdziemy na prostą.
Iwo po grypie dostał zapalenia ucha. Nasza pediatra była na urlopie więc wylądowaliśmy prywatnie u laryngologa. Iwo dostał antybiotyk, kropelki, jakieś wapno do picia. Wczoraj byliśmy na kontroli i uszko ładnie się leczy. Jeszcze 5 dni antybiotyku (Antek Biotek jak mówi Lena) i będziemy po kuracji.
Matko, kosztowało nas to sporo nerwów ale i pieniędzy. Prywatne wizyty w domu, w przychodni, lekarstwa... nic tylko chorować.
Bo oczywiście mogłam chodzić z dziećmi państwowo, ale
- umówienie wizyty chorego dziecka jest możliwe dopiero na kolejny dzień
- dziecko w gorączce i minus 15 na dworze raczej nie sprzyjało wędrówkom do przychodni
- laryngolog dla dzieci w naszej przychodni nie pracuje ...

ech machnęliśmy ręką, wyciągnęliśmy kasę i mieliśmy wszystko na "cito".

W sobotę wreszcie będziemy wszyscy w komplecie. Lena się przed drzemką popłakała bo tęskni za tatą.

Wieczorem muszę wyczyścić nasz wózek landarę, zrobić fotki i opchnąć na allegro... bo już pocztą idzie nowy, mały i lekki - tylko na lato. Zimą mam nadzieję, że już nie będziemy potrzebowali podwójnego wózka.

A no i jeszcze jedno - spodnie zaczynają już na mnie latać, mogę je zdejmować bez rozpinania guzika ;) Schudłam 7kg i nie mam zamiaru na tym poprzestać :))

No i wybrałam już kwatery w Kołobrzegu na wrzesień. Teraz tylko T przyjedzie, zaakceptuje, dzwonię i rezerwuję. No i jedziemy. Pociągiem ;) We wrześniu to już będę laska bez 15 kg... mam nadzieję ;)

piątek, 5 lutego 2010

jestem wykończona

Pochorowaliśmy się konkretnie.
Wczoraj miałam dzień załamania.
Dziś wszystko wróciło do normy.
Słoneczko za oknem świeci.

W nocy dałam Iwciowi czopek bo znów miał gorączkę. Ale rano przywitał mnie uśmiechem... jak mi tego uśmiechu brakowało. Od tygodnia brakowało uśmiechu, było jęczenie i płacz. Wczoraj i przedwczoraj cały dzień nie uśmiechnął się ani razu. Cień uśmiechu pojawiał się jak go gilgotałam w brzuszek przy zmianie pieluchy. Tak był smutek i zmęczenie w oczach.

Ale dziś widać, że choroba puszcza. Od rana nie wisi na mnie tylko biega po mieszkaniu i coś kombinuje. Teraz wziął mokre chusteczki i wyciera ścianę, krzesło i kanapę.

Apetytu jeszcze nie ma ale pewnie mu wróci.

Taka paskudna odmiana grypy co to gorączkę utrzymuje przez 7 dni. Lena przestała gorączkować po 7 dniach, Iwo to samo. Tylko ja uporałam się z gorączką w 3 dni. Albo się do niej przyzwyczaiłam i nie czułam że jest ;) Bo jak od czasu do czasu mierzyłam to mi wychodziło 38. Ale nie czułam...

No nic, najważniejsze że wracamy do zdrowia.

Jeśli dziś wieczorem okaże się, że dzieci się wychorowały to się wstawię japońską śliwkową nalewką ;) Wykończyło mnie to dwutygodniowe ciągłe mierzenie temperatury, podawanie leków na gorączkę i kaszel, wycieranie nosów, ściąganie glutów i to wieczne całodobowe martwienie się czy gorączka wzrośnie czy nie wzrośnie.

Ufffff....

No i T wraca za 3 dni... mam nadzieję, że z dobrymi wieściami. Muszę go przycisnąć, byśmy zarezerwowali miejscówkę nad morzem na wakacje.