piątek, 29 kwietnia 2011

Fan motoryzacji

Iwo, fan motoryzacji.

Wpada w mega histerię kiedy któreś z nas wsiada do auta i wyjeżdża bez niego.

Wpada w mega zachwyt, kiedy tato zabiera go na przejażdżkę.

Wczoraj był zachwycony, kiedy tato posadził go za kierownicą zaparkowanego na podjeździe samochodu.

Problem był dziś, bo Iwo od rana okupuje klamkę drzwi od strony kierowcy :))




















Lena za kierownicą też usiadła... zero zachwytu. Posiedziała 3 minuty i się jej znudziło.



poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Święta, Święta i po Świętach

Podobały mi się te Święta. Mimo, że jak zawsze plany minęły się szerokim łukiem z tym co się udało zrealizować.
Nie było gości, nie było zabawy w ogrodzie z dziadkiem, nie było uroczystego śniadania w niedzielę. Była za to gorączka dziadka, gorączka taty i burza z piorunami w niedzielne popołudnie.

Dziś pogoda dopisała, w przeciwieństwie do gości, więc dzień spędziliśmy we czwórkę. No w piątkę, bo razem z Panią Gorączką. Mam nadzieję, że nic się z tego nie wykluje a dzieci się nie zaraziły.

Ale było spokojnie, leniwie, rodzinnie... cisza i pełna harmonia...


Dzisiejsze zabawy w ogrodzie:

Domek Little Tickes okazał się przebojem tegorocznej wiosny. Mam nadzieję, że zostanie nim do końca lata :)
"o tam, wiatr wieje"


"hallo, mam dziś spotkanie z Tobą, dlatego dzwonię"


A kuku


"Iwciu, zaparzyłam Ci herbatki malinowej z cukrem i ketchupem, pyszna?"
"tak Lenuś"


"moje, moje, wszystko moje"


"Mamusiu, pyszny ten drożdżowiec, poproszę jeszcze"


"Iwciu, pobawimy się w pająki?"


Dwa pająki na tarasie :)


"Słuchaj Iwo, jak dorosnę będę Księżniczką Nauczycielką. Będę Cię uczyła tańczyć. Bo Ty nie tańczysz tylko robisz wygibasy"


"Mamo, włączysz nam muzykę? Będę uczyć Iwcia tańczyć"


"Iwciu, rób to co ja"


I o dziwo Iwo naśladował każdy krok i każdy ruch ręki, każde wygięcie i ukłon


O 19:00 byli już wykończeni całodniowymi szaleństwami. Zasnęli w mgnieniu oka.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Codzienność od Święta

Poranek codziennie wygląda tak samo. Tupot małych nóżek tuż przed 6:00 rano i głośne "pobudka, już dzień". Iwo przynosi książkę by mu tato z rana poczytał a Lena przychodzi się poprzytulać i jeszcze chwilę poleżeć. Cisza nocna się kończy i zaczyna kolejny dzień z niezamykającymi się buziami.
Iwo codziennie dodaje nowe słowa, codziennie nas zaskakuje...
Dziś rano tatuś powiedział "Iwciu, ratuj tatusia" (tak T reaguje dla żartu na przytulającą go moją rękę) a Iwcio wziął moją rękę i zdjął ją z taty. T powiedział "dziękuję synku" a Iwo na to "nie ma zia cio" :)) A kiedy moja ręka wróciła na tatowe ramie Iwo dodał "no tjudno" :))

Od Leny zaś usłyszeliśmy dziś z rana trzy prawdy:
1. reakcja Leny na to, że dziadek się rozchorował i ma gorączkę "to pewnie od piwa, bo za dużo go pije"
2. reakcja Leny na moje stwierdzenie, że nie mam się w co ubrać "musisz schudnąć trochę... " i "doradzę Ci, pokażą w telewizorze reklamy" ... późnym popołudniem się dowiedziałam " o po tym będziesz mieć płaski brzuszek"
3. reakcja Leny na golącego się tatę "idziesz do pracy? bo golisz się tylko jak idziesz do pracy ... no i czasami w piątek"

Iwo i Lena zamknięte buzie mają tylko wtedy gdy śpią... i gdy się budzą, tuż po tym jak otworzą oczy... buzia jeszcze śpi, a oczy już są otwarte.

Iwo i Lena tuż po południowej drzemce w świąteczną niedzielę:






















sobota, 23 kwietnia 2011

Wielkanoc

W domu porządki idą pełną parą. W kuchni perkoce przykrywka na garnku. A z piekarnika wydobywa się smakowity zapach pieczonego drożdżowca. Dzieci całe dnie korzystają z przepięknej pogody i biegają po podwórku. Wieczorem padają zmęczone na kanapie, zjadają kolację i nim dobrze położą główki na poduszkach po ciepłej i pachnącej kąpieli, oczka same im się zamykają. Lubię takie dni.

Wczoraj udało mi się wyrwać z przedświątecznego zamieszania i zrobiłam moim maluchom kilka zdjęć typowo wielkanocnych, bo z koszyczkami i drewnianymi jajeczkami. Jajeczka malowane przez góralki są cudne. Lena z Iwciem też malowali jajeczka, kurze, ugotowane na twardo. Dowody malarskich popisów wkleję za chwil parę. A tymczasem sesja koszyczkowa :)


















Wesołych Świąt!!!

środa, 20 kwietnia 2011

Modeling

Ostatnio czuję, jak aparat fotograficzny przyrasta mi coraz bardziej do dłoni. Już się bez niego nie ruszam z domu. Zauważam, że myślę o nim zawsze kiedy pakuję plecak przed wyjściem. Robię analizę:
- portfel jest? - jest
- telefon jest? - jest
- aparat jest? - jest

a potem są jeszcze - dolne części garderoby Iwcia, na wypadek zapomnienia i zasiusiania, picie i drobne przekąski, chusteczki higieniczne, okulary przeciwsłoneczne i sto innych rzeczy...

Wczoraj przypomniałam sobie, że w garażu stoi moje białe tło fotograficzne. Stoi i się kurzy.
I wpadłam na pomysł by porobić dzieciom zdjęcia bez tła domu za to z tłem fotograficznym. No tak, szkoda że białe. Na razie jednak musi mi wystarczyć. Ale praca z tłem strasznie mi się spodobała :)

Efekt końcowy też bardzo mi się podoba. Więc prób będzie więcej.
Lena świetnie się sprawdza w roli małej modelki - robi to chętnie, z zapałem i uśmiechem na buziaku. Ciekawe jak długo jeszcze :)
Natomiast Iwo nie współpracuje wcale... a jego aktywność na "planie" ograniczyła się wczoraj do tłuczenia starszej siostry książką po głowie.

A to Lena w leniej odsłonie - było przymierzanie nowo nabytej garderoby na gorące dni :)




















Zabawa była przednia a to jest dla mnie najważniejsze, radość maluchów.

wtorek, 19 kwietnia 2011

Niedzielna wycieczka

Lena wymiotuje w aucie po 20 minutach w nim przebywania. Trudno, przyzwyczailiśmy się i uczymy się z tym żyć. Nie chcąc Leny narażać na męczarnie z wyrywającym się do ucieczki żołądkiem, jeśli gdzieś jedziemy robimy wszystko by za środek transportu służył nam pociąg.
Pociągi są śmierdzące, obdrapane i brzydkie... ale mają zaletę - nie powodują wymiotów u starszaka :)

W niedzielę wybraliśmy się do stolicy. Tak po prostu, bez planu, bez pomysłu, spontanicznie. Z palemkami bo przecież była palmowa niedziela.


Zabawa na placu zabaw w Ogrodzie Saskim:








Plac Nieznanego Żołnierza i zapatrzenie Leny w zmianę warty przy grobie:



Na "barana" u taty, na Rynku Starego Miasta:





Z palemką do kościoła:


Wróciliśmy wcześniej. Lena złapała krótką drzemkę w pociągu. Po tym jak wysiedliśmy na peron stwierdziła:
"spałam tak długo, jestem bardzo wyspana, może pójdziemy na 5 minut do Wesołego Miasteczka"
taaaak... długa drzemka, całe 15 minut, taaaakaaaa wsypana :)
No a 5 minut przerodziło się w 1,5 godziny. Ale cóż nie codziennie przyjeżdża Wesołe Miasteczko.

Szaleńcza zabawa na ukochanej przez Lenę dmuchanej zjeżdżalni. Zjeżdża zawsze, gdy tylko nadarza się okazja, uwielbia. Pierwsze zjazdy zaliczała jak miała 2 lata i 7 miesięcy. Wówczas miała fory, bo jako najmłodsza uczestniczka zabawy dłużej wchodziła niż zjeżdżała i często pozwalano jej zostawać 2 albo trzy zmiany dzieciaków. Ale Lena w ciągu zmiany zjeżdżała 2 razy, bo większość czasu wspinała się po siatce :)
Teraz idzie jej zdecydowanie szybciej i nikt jej już nie daje forów ;)









Mimo choroby lokomocyjnej Lena nie ma problemów z kręceniem się na karuzelach



Iwo jako miłośnik samochodów i motoryzacji, szalał z tatą:





Nie udało się przejść obojętnie obok karuzeli dla maluchów. Dlaczego? Bo Iwo zauważył, że jest motor na którym koniecznie chciałby się przejechać:





Lena korzystając z okazji postanowiła poujeżdżać konika... różowego :)




A na koniec, jako wisienkę na torcie, zafundowaliśmy sobie rodzinną przejażdżkę na "Młyńskim kole" lub "Diabelskim Młynie" jak kto woli


Lena była zachwycona, ja byłam przerażona. Trzymałyśmy się z Leną za rękę, Lenie uśmiech z buzi nie schodził a mnie się nie jeden okrzyk przerażenia z buzi wyrwał. A Lena mnie pocieszała:
"Mamusiu, zamknij oczy i pomyśl sobie, że jesteś już na dole"
i
"Mamusiu, wyobraź sobie, że jesteś ptakiem"


Tak świat wyglądał z lotu ptaka


A tak już z dołu


Dzień należał do baaaardzo udanych. Muszę przyznać, że czułam się wykończona, ale wszystko wynagradzają uśmiechnięte buziaki.