poniedziałek, 28 listopada 2011

Książki, dobre wychowanie i łzy

Małe dzieci robią się coraz bardziej wygadane.
Wczoraj byliśmy u babci na kawie i ciachu. Nie ważne, że kupione w sklepie, nie ważne że jakieś kremowe - dzieci na dzień dobry zażyczyły sobie "serniczek" i jadły serniczek. W ich mniemaniu serniczek, w rzeczywistości było to kremowe coś.
Lena podsunęła babci książkę do poczytania. Babcia na nosie okularów nie miała. A że ja robiłam zdjęcia to babcia okularów nie chciała zakładać. Kiedy opowiadała bajkę (zamiast czytać) i robiła zbyt długie przerwy, Lena w pewnym momencie zniecierpliwiona mówi:
"no dobra, to może teraz tą poczytamy, może będzie łatwiejsza" :)
Była łatwiejsza, babcia odpuściła i sięgnęła po okulary :)

* * *

Staram się przekazywać dzieciom kanony dobrego zachowania a co za tym idzie, zawsze kiedy wchodzimy gdzieś i skądś wychodzimy mówimy "dzień dobry" i "do widzenia".
Pewnego dnia w pewnym warzywniaku:
Stoimy przy ladzie i obsługuje nas pani sprzedawczyni. Do sklepu wchodzi kobieta z zakupami i zadaje sprzedawczyni pytanie o dostępność jakiegoś produktu. Sprzedawczyni informuje, że tego czegoś nie ma. Pani z zakupami wychodzi mówiąc jedynie "dziękuję"
Iwo stoi koło mnie i widzę, że ma kłębowisko myśli w głowie.
I nagle mówi:
"mamo, ta pani powiedziała dziękuję, chociaż nie powiedziała Do widzenia, dlaczego?"
No i dlaczego?
Pewnie bardzo się spieszyła.
Tylko jak tu uczyć dobrych zachowań dzieci, kiedy my dorośli sami o nich czasami zapominamy.

*  *  *

"Iwo, proszę, zjedz choć trochę zupki, bo mamusia będzie płakała"
"To sobie płacz"
O i to się nazywa współczucie dla matki i jej pracy nad pysznym obiadem. Poszłam popłakać do kuchni... ze śmiechu :))

Iwo i nasze mikołajowe szaleństwa:




czwartek, 17 listopada 2011

Kot

Za każdym razem kiedy zamieszczam wpis na blogu mam problem z wymyśleniem tytułu. Autorzy książek często piszą tytuł po zakończeniu prac nad książką. Chyba też zacznę tak robić, tylko tytuł będzie jednego wpisu a nie całego bloga :)

Tydzień temu T był w Toruniu a ja grabiłam w ogrodzie ostatnią partię liści. W sumie zagrabiłam 12 worków 120litrowych. Ale więcej nie grabię, wszystko już zostało zabrane przez służby miejskie i spokój. Kiedy wystawiałam worki przed bramę, do ogrodu wbiegł mały kotek, kociak. Najpierw chodził za mną jak nosiłam te worki a potem wpadł do domu i nie chciał wyjść.

Miałam ogromne wątpliwości co z nim zrobić. Na dworzu za zimno by go zostawić na noc, tym bardziej że kotek czyściutki i bardzo przyjacielski. Widać że domowy. Zaaranżowałam mu spanko w przedpokoju i pudełko z piaskiem, który przyniosłam z piaskownicy i przetrwaliśmy noc.

Szukaliśmy ogłoszeń czy ktoś kota nie szuka, pytaliśmy u miejscowego weterynarza czy ktoś nie wspominał o zaginionym kocie... Nic.

W sobotę zakupiłam podstawowe akcesoria by kot mógł funkcjonować. W poniedziałek zawiozłam małego do weta by go zbadał i odrobaczył.

I takim sposobem mamy nowego domownika.
Na razie kot lubi dzieci a dzieci szaleją na punkcie kota. Szczególnie Iwcia muszę pilnować, bo jest nieobliczalny. Natomiast Lena zagłaskałaby kota z miłości. Ciągle mu powtarza, że go kocha. Dziś woziła go w wózku dla lalek. O dziwo kot był z tej zabawy zadowolony. A wieczornym rytuałem stała się wieczorna kąpiel i czytanie bajek w towarzystwie kota - kot siada na krawędzi wanny i patrzy na dzieci, a potem kładzie się na kanapie tuż koło mnie i słucha bajki razem z dziećmi :)

Oto ON - bezimienny :)






Jest niesamowitym pieszczochem. A kiedy ma dość głaskania i przytulania odgania się łapką, tak macha bez wyciągniętych pazurków. Wet powiedział po badaniu, że kotek jest niezwykle łagodny i doskonale nadaje się do rodziny z dziećmi. No zobaczymy. Na razie zamieszkał z nami i skrada powoli nasze serca :)

niedziela, 13 listopada 2011

Tydzień za tygodniem

Czas ucieka zbyt szybko. Minął tydzień i znów jest niedziela.
W powietrzu czuć zbliżającą się zimę. Rano na szybie samochodu pojawia się coraz częściej szron. Liście spadły z drzew i tylko kilka, których nie miałam siły już grabić zalegają na resztkach trawy w ogrodzie. Dziś wyciągnęłam już zimowe buciki dla dzieci i rękawiczki i do kościoła pójdziemy już opatuleni po zimowemu.
Za kilka tygodni święta, czas pomyśleć o pisaniu listu do Świętego Mikołaja.

Wspomnienia z mijającego tygodnia:

w sobotę było pięknie, słonecznie więc najpierw był spacer po okolicy, a potem grabienie liści w ogrodzie. Dzieci chętnie uczestniczą w ogrodowych pracach. Iwo biega ze szczotką i zamiata taras, a Lena zbiera liście do worka. Co prawda i tak więcej liści jest poza workiem a szczotka niczego nie zamiata, ale co tam, zabawa jest przednia.

w niedzielę na obiedzie u babci z ciotecznym rodzeństwem jest mega szaleństwo. Im są starsi mniej jest głośnego biegania a więcej szaleńczej zabawy. Tym razem bawiliśmy się w "pomidora". Oczywiście pod koniec zabawy były też buraki, ogórki a potem jeszcze wszelkie zwierzęta. Dzieci śmiały się do rozpuku a my wszyscy razem z nimi.





Środa była tak piękna i słoneczna, że Lena zdjęła czapkę i było szaleństwo na placu zabaw. Jestem skłonna przypuszczać, że to ostatni raz w tym roku. No ale nie miałabym nic przeciwko omylnemu przypuszczeniu :)










Ku pamięci:

1. Iwo uwielbia nosić bluzeczki/koszulki z kołnierzykiem, eleganckie. Cieszy się za każdym razem, kiedy właśnie taką wyciągam z szafy. Któregoś razu wyjęłam jedną, która na moje oko była za mała. Wkładam Iwciowi i mówię, by mi powiedział czy nie jest za mała a Iwo na to dzielnie:
"jest doooobra" uśmiecha się od ucha do ucha a po chwili dodaje "tylko troszkę za ciasna" :))))

2. Wybraliśmy się na spacer połączony z zakupami. W pewnym momencie skręciłam jak zawsze by na skróty przez łąkę dojść do sklepu i tym samym zaoszczędzić sobie dodatkowych kilkunastu minut na dojście. Iwo się mnie pyta:
"a dlaczego tu idziemy mamo?"
Ja: "idziemy na skróty do sklepu, zgadzasz się Iwciu?"
Iwo: "nie zgadzam, bo wejdziesz w kupę"
(to pewnie wynik tego, że zawsze Lenie przypominam by uważała na psie kupy kiedy tamtędy idziemy)

3. Dzieci się bawią i nagle słyszę krzyk Leny...
Lena: "mamo, Iwo mnie bije drewnem"
a Iwo się tłumaczy: "to nie jest drewno, to są tory"

(narzędziem zbrodni były tory drewnianej kolejki, śmieszne jest to, że nie próbował się wytłumaczyć że Leny nie bije tylko sprostował czym ją tłucze) :)))))



środa, 2 listopada 2011

Halloween

Mieliśmy nie dać się wciągnąć w tę nie naszą tradycję. Ale Lena dokładnie pamiętała, że w zeszłym roku w przedszkolu była zabawa, było straszenie, były przebrania i świecące dyniowe potwory i jeszcze nietoperze na oknach.

Od kilku dni Lena mówiła tylko o tym, że się przebierze za ducha, że będzie straszyć. Zrobiłam więc takie mini Halloween ograniczone do strasznych malowanek na buzi, przebrania i wydrążonej dyni.

Oczywiście zdjęć kilka z tego przebierania też jest: