Od dwóch dni pada non stop. Wczorajsza bieganina w deszczu z dzieckiem pod pachą zaowocowała bólem gardła i zakwasami w lewej ręce. No ale najważniejsze, że wszystko zostało załatwione i sprawa została pchnięta do przodu.
Wczoraj Lena zamiast 15:00 została odebrana przeze mnie z przedszkola o 16:45. Miałam stres i łzy w oczach czy i jak sobie poradzi z tym dłuższym rozstaniem, tym bardziej, że ani ona ani ja nie byłyśmy na taką ewentualność przygotowane. Wszystko miałam załatwić szybciej ale wystarczył jeden oporny urzędnik i wszystko się obsunęło.
Lenę w przedszkolu zastałam uśmiechniętą, radosną i przytuloną do Cioci Asi. Przywitały mnie ze słowami "o widzisz, to jednak nie Czarownica"... kto wie, czasami zamieniam się w Czarownicę ;)
Wczoraj w przedszkolu gościł teatrzyk. Dowiedziałam się tylko, że:
- były 2 panie i 2 panów,
- przedstawienie było o Pipi,
- było dziwnie i strasznie.
***
Iwo do swojego słownika... rozbudowanego ;) dołączył dwa nowe słowa:
- dziuła (czyli dziura)
- bojało (czyli bolało)
Są też:
- papi (czyli pani)
- pupa (czyli puka)
Zdania złożone:
- Pan pupa (czyli Pan puka) :)
Chciałabym by moje dzieci miały fajne wspomnienia z dzieciństwa. Ten blog powstał by uchwycić ulotne chwile, zapisać to o czym nie będziemy pamiętali za kilka lat.
środa, 29 września 2010
poniedziałek, 27 września 2010
Rodzinnie
Sobota minęła nam fantastycznie. Ogólnie weekend minął nam fantastycznie.
Fajna pogoda była jak na końcówkę września. Świeciło przepiękne słońce, było ciepło i właściwie bezwietrznie.
W piątek wpadliśmy na pomysł, że trzeba ten weekend, wg meteorologów, ostatni ciepły weekend przed zimą .... wykorzystać.
W sobotę więc postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę pociągiem do Warszawy.
Wyszliśmy z domu po 9:00. Lena szła dzielnie ze mną na rękę, Iwo jechał w wózku. Szliśmy tempem wolnym, więc spóźniliśmy się na pociąg o 9:39. Może byśmy się nie spóźnili, ale po co się spieszyć :)
Kupiliśmy bilet za całe 12 zł dla 4 osobowej rodziny i poszliśmy na peron. Po drodze był kiosk z pieczywem, więc kupiliśmy buły na drugie śniadanie. Usiedliśmy na ławce na peronie i czekaliśmy na nasz pociąg.
Pomysłem było, by przemieścić się metrem do Parku Żeromskiego i zrobić dzieciom frajdę zabawą na największym w Warszawie placu zabaw dla maluchów.
I było fajnie:
A to dowód, że pobyt na placu zabaw ładował energią:
Po szaleństwach na placu zabaw najpierw były lizaki, a później lody i pączki u Bliklego (w końcu sobota to nasz rodzinny dzień słodyczowego obżarstwa)
Przemieszczaliśmy się komunikacją miejską. Wsiedliśmy więc w metro a następnie w autobus i znaleźliśmy się na warszawskiej starówce. Tu zjedliśmy obiad, posiedzieliśmy przy kawie, szarlotce i soku jabłkowym:
Fajna pogoda była jak na końcówkę września. Świeciło przepiękne słońce, było ciepło i właściwie bezwietrznie.
W piątek wpadliśmy na pomysł, że trzeba ten weekend, wg meteorologów, ostatni ciepły weekend przed zimą .... wykorzystać.
W sobotę więc postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę pociągiem do Warszawy.
Wyszliśmy z domu po 9:00. Lena szła dzielnie ze mną na rękę, Iwo jechał w wózku. Szliśmy tempem wolnym, więc spóźniliśmy się na pociąg o 9:39. Może byśmy się nie spóźnili, ale po co się spieszyć :)
Kupiliśmy bilet za całe 12 zł dla 4 osobowej rodziny i poszliśmy na peron. Po drodze był kiosk z pieczywem, więc kupiliśmy buły na drugie śniadanie. Usiedliśmy na ławce na peronie i czekaliśmy na nasz pociąg.
Pomysłem było, by przemieścić się metrem do Parku Żeromskiego i zrobić dzieciom frajdę zabawą na największym w Warszawie placu zabaw dla maluchów.
I było fajnie:
A to dowód, że pobyt na placu zabaw ładował energią:
Po szaleństwach na placu zabaw najpierw były lizaki, a później lody i pączki u Bliklego (w końcu sobota to nasz rodzinny dzień słodyczowego obżarstwa)
Przemieszczaliśmy się komunikacją miejską. Wsiedliśmy więc w metro a następnie w autobus i znaleźliśmy się na warszawskiej starówce. Tu zjedliśmy obiad, posiedzieliśmy przy kawie, szarlotce i soku jabłkowym:
Spacerowaliśmy Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem.
Spotkaliśmy uroczego klauna:
W końcu Lenusi zmęczyły się nóżki
Wszyscy musieliśmy odpocząć. Tym razem przy szybkim espresso. Lena została wierna swoim upodobaniom i znów poprosiła o sok jabłkowy:
Iwo spał w wózku, przespał obiad i kawę :) Potem spała Lena, która przespała powrotną drogę pociągiem. Do domu wróciliśmy o 18:00.
Było cudownie. Świetne humory dzieci, rewelacyjne nastroje towarzyszące całej wycieczce, spowodowały że po powrocie nie czuliśmy zmęczenia. Oby wszystkie nasze wycieczki były tak fajne :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)