piątek, 17 lipca 2009

wyjeżdżamy

Jutro w południe wyjeżdżamy na tydzień do dziadków - Krysi i Jasia, którego Lena na wakacjach nauczyła się nazywać "stary zgred". Nie wiem jak ja jej tego mam oduczyć. A nauczyła się, bo babcia sobie zażartowała. No i teraz na pytanie o dziadków Lena wymienia imiona: "Dżudżo" czyli Józio i "stary zgred" czyli Jaś.

No ale wyjeżdżamy i mamy nadzieję miło spędzić czas. Zobaczymy.

Upały mnie wykończą. Nie jest to jakiś żar z nieba, ale taka duchota. Nie ma czym oddychać a pot zalewa oczy i nie tylko.

wtorek, 14 lipca 2009

porzeczki wiśnie

Ugrzęzłam dziś w przetworach. Dostałam od Pani Halinki dwa wiadra porzeczki czarnej i czerwonej i wiadro wiśni. Wiśnie były już mocno dojrzałe... skiśnięte. Więc nie dałam rady nic z nich zrobić, nie ryzykując zepsucia pozostałych. No ale porzeczki... właśnie gotuje się galaretka z czarnej porzeczki. Ciekawe czy będzie smakowała tak pysznie, jak galaretka robiona kiedyś przez moją babcię. Herbatka z galaretką porzeczkową.... mmmmniam... pyszności :)

Lena gada coraz fajniej i coraz składniej. Buduje zdania i widać, że dzięki temu jest mniej nerwowa. No i zaczyna chętniej bawić się z dziećmi. A jej codzienne dobieranie garderoby rozkłada mnie na łopatki :) Czasami idziemy na spacer a ona wystrojona od czapy, ale nic to, nauczymy ją jak ubierać się z gustem. Na razie podbiera spodnie Iwcia. Bo oczywiście noszą ten sam rozmiar już. Iwo właśnie zaczyna nosić 86, Lena właśnie z tego rozmiaru wyrasta. Nie mniej jednak noszą spodnie wymiennie :)

Jutro znów upały a ja mam kaszel i katar. Znów mnie dopadło przeziębienie. Mój system odpornościowy siada, nie ma miesiąca bym chora lub zaziębiona nie była. Poszłam wczoraj do apteki i kupiłam butlę aloesu do picia. Mam to pić dwa razy dziennie, przez 20 dni. Zobaczymy czy skutecznie rozprawi się z brakiem odporności mojego organizmu.

W sobotę na tydzień wyjeżdżamy do Grodziska. Zobaczymy czy wytrzymamy w dwupokojowym mieszkaniu z dziadkami. Staram się mieć pozytywne nastawienie ;) Postaramy się dobrze bawić :)

piątek, 10 lipca 2009

Znów nas łapie przeziębienie

A cieszyłam się, że jest już dobrze.
No i niestety. Lena dwa dni gorączki i wysypka. Potem Iwo dwa dni gorączki i wysypka. Lena kaszel, Iwo kaszel. A teraz ja - gorączka i bóle stawów. Co za beznadzieja.

Iwo ząbkuje, więc jest bardzo wrażliwy. Płacze i potrzebuje dużo uwagi i czułości. Nie może wieczorami usnąć, a jak uśnie to ma bardzo delikatny sen. Chyba go wybudzają bolące dziąsła.

Lena za to ma koszmary nocne - budzi się z krzykiem i woła "mamo, mamo... " i wrzeszczy tak, że potrafi obudzić Iwusia o 2:00 czy 3:00 w nocy. I potem latam od jednego pokoju do drugiego, bo jedno i drugie potrzebuje mamy do usypiania.

Lena świetnie zaczyna gadać - układa poprawne zdania.
Ostatnio rozśmiesza mnie zdaniem, które wypowiada jak ją wysadzam na siusiu pod krzaczkiem
"Rób siusiu, mamie cięśko" lub "Rób kupę, mamie cięśko" - raz jej tak powiedziałam, bo wysadzam i wysadzam a ona nie robi.

Ogólnie jest fajnie, choć jestem potwornie niewyspana i zmęczona.
Chcielibyśmy się z T wyrwać choć na parę dni tylko we dwoje. Musimy zostawić dzieci dziadkom. Planujemy Budapeszt, Rzym lub Oslo, jeszcze w sierpniu. Tak na 4-5 dni. Zobaczymy co powiedzą na to dziadkowie ;)

Chrzciny i po chrzcinach

Obyło się bez większych ekscesów :) Rano T pojechał po swoich rodziców na Dworzec Zachodni, bo przyjechali pociągiem. Zrobiłam im późne śniadanie, pobawili się chwilę z Leną i czas było szykować się do kościoła. Lena wystrojona, Iwo odszykowany i rodzice eleganccy. Poszliśmy razem z dziadkami spacerkiem do kościoła. Lena dzielnie szła cała drogę na nóżkach, Iwo w spacerówce. Pod kościołem Lena była tak padnięta że "zgoniła" Iwcia z wózka. Lena przespała całą mszę w wózku, a Iwo bardzo dzielnie uczestniczył w liturgii. Połowę mszy Iwo obserwował wszystko wokół, a połowę przespał u mnie na rękach. Nawet polewanie wodą na znak chrztu św. nie zrobiło na nim większego wrażenia. No może rozglądał się skąd ta woda i czy mógłby dostać więcej.

Po mszy pojechaliśmy do restauracji w której było przyjęcie. Był obiad i tort. Tort z okazji urodzin T, który tego dnia kończył swoje ... kolejne 18 urodziny :)

Było gorąco, parno i duszno. Nie było czym oddychać. A ja martwiłam się, że będzie zimno i deszczowo :) Normalnie i tak źle i tak niedobrze :)

Fajnie, że to już za nami. Zdjęcia będą wkrótce. Nie mieliśmy aparatu, więc zdjęcia zrobił nam przypadkowy fotograf z kościoła. Z inicjatywą wyszedł chrzestny... inaczej pewnie w ogóle zdjęć byśmy nie mieli z chrztu.

No to mamy dwa aniołki w domu :)