poniedziałek, 14 września 2009

Weekend

Za nami fantastyczny weekend. Co prawda we troje bo T daleko w pracy, ale bawiliśmy się świetnie. I w sobotę i w niedzielę dopisała pogoda. Było dość ciepło i słonecznie. W sobotę wypadały urodziny naszego miasteczka, był tort dla mieszkańców, dmuchanie świeczek, koncert Hej'a a dla dzieciaków darmowe szaleństwa na dmuchanych zjeżdżalniach, basenach kulkowych i trampolinach. Lena bardzo mnie pozytywnie zaskoczyła swoją odwagą, brakiem zahamowań, chęcią zabawy. Zawsze zdystansowana nagle stała się wesołą dziewczynką szalejącą wraz z innymi dzieciakami. Sama zmieniała zabawki i bawiła się przednio. Najbardziej pod0bało się jej zjeżdżanie z gigantycznej dmuchanej zjeżdżalni. Musiałam ją siłą odciągać od zabawy, a Lena ze łzami w oczach prosiła o "jutro". Obiecałam.
No i co?
Następnego dnia, w niedzielę był jarmark. Były stoiska z Beskidu Żywieckiego, były orkiestry góralskie na scenie. Ale zjeżdżalni nie było.
Szczęście, że była karuzela - jakoś udobruchała zawiedzioną Lenę. Jeździła wielokrotnie, bo również była opłacona przez miasto.
No i przejażdżka na kucykach. Też bez płacenia :)

Zaskoczona jestem pozytywnie, jak bardzo Lena stała się odważna i otwarta na nowości. Ta moja zdystansowana dziewczynka, zawsze stojąca z tyłu, nagle stała się całkiem inną osóbką.

Jeśli zaś chodzi o Iwo:
- potrafi dać buziaka jak się go o to prosi,
- potrafi robić "papa"
- staje przy wszystkim i przy wszystkich
- potrafi stojąc przestawiać nóżki
- pożera wszystko w każdych ilościach... no może nie wszystko... przemyślałam to, ma swoje smaki i jednak potrafi grymasić, wypluć czy odepchnąc moją rękę z łyżką, jeśli coś mu nie smakuje.
- nadal budzi się w nocy, raz na picie wody. Czasami się nie budzi, ale to jednak rzadkość.

W sobotę prawdopodobnie jedziemy do dziadków w Zduńskiej. Zatrzymamy się u dziadka. A babcię będziemy odwiedzali. Jedziemy na tydzień. Ja z Leną pojadę pociągiem, A T z Iwusiem i naszymi bagażami autem. Zobaczymy, czy w pociągu Lena też będzie wymiotowała czy podróż zniesie dobrze. Mam nadzieję, że choć pociąg będzie jej służył.

piątek, 11 września 2009

Miastowa dziewczyna

Wybraliśmy się wczoraj na spacer po lesie. Dzieciaki nie chciały spać w domu, ryk i wrzaski, więc zapakowałam w wózek i zabrałam na świeże powietrze. Oboje usnęły nim dojechałam do rogu ulicy.

Szłam, myślałam o niebieskich migdałach, podziwiałam otoczenie, rozkoszowałam się ciszą (jakże cenną ;) ). Pierwszy obudził się Iwo. Byłam już wtedy nad wodą, stawem... czort wie jak to się nazywa. W każdym razie "Górki Szymona". Ciekawe co Szymon miał z nimi wspólnego, i kto to był ten Szymon.

Potem obudziła się Lena.
Szczęśliwa, choć nie powiedziałabym że wyspana. No ale szczęśliwa, bo sen w plenerze.
Połaziliśmy wokół stawów. Po godzinie moje starsze dziecko powiedziało:

"chcie do domku"... "chce obiadek" (bo nie chciała zjeść przed wyjściem).

No więc zarządziłam odwrót. A Lena zarządziła że wsiądzie do wózka.
Potem jeszcze dodała:
"chce niczka" (chcę chodniczka)

I nie wysiadła z wózka póki nie zobaczyła chodniczka. A jak wysiadła to godzinny dystans do domu szliśmy dwie godziny, ale Lena nie chciała wsiąść do wózka. Jak w pewnym momencie skręciliśmy w drogę leśną, Lena z rozpaczą powiedziała: "chcę niczka". Na szczęście chodniczek za chwilę się pojawił i wszystko było w porządku.

Remontują nam osiedlowy plac zabaw, więc prowadzamy się po miejskich. Dziś Lena spadła z huśtawki. Serce mi stanęło, ale nic wielkiego się nie stało. Na szczęście ten plac zabaw ma tartan więc lądowanie było miękkie, ale i tak się wystraszyłam. Lena zresztą też.

Zdjęcia z wyprawy:












środa, 9 września 2009

Słomianka

W zeszłym tygodniu od poniedziałku do piątku, w tym tygodniu od środy do soboty... jestem Słomianką :). T ciągle jeździ, ciągle pracuje. Taką ma pracę. I mnie tak naprawdę przestało to przeszkadzać. On jedzie a ja muszę dać radę by zorganizować cały dom. A z drugiej strony, czy jak nie wyjeżdża to aż tak dużo pomaga? Nie. Tyle że jest. Jest gdy wracam ze spaceru i dom jest cudownie ogarnięty. Jest gdy kąpię dzieci, on myśli o tym by przygotować dla nich picie na noc. Jest gdy wychodzę na spacer, pomaga Lenie się ubrać a ja mogę ubrać Iwcia i siebie. To dużo. Ale jakoś nauczyłam się kręcić tym całym galimatiasem, także gdy go nie ma.

Jestem ciut rozdygotana. Dziś zadzwoniła do mnie teściowa. Była godzina 19:00 z minutami. Powiedziała, że dzwoni tylko na chwilę. Miała zły sen - rozgrzebana ziemia i mały noworodek, jej synek a mój mąż. Powiedziała: "uważajcie na siebie". Więc co ja robię - zamartwiam się teraz by T wrócił szczęśliwe z tego wyjazdu. Nienawidzę takich sytuacji. Teraz będzie to za mną chodziło aż wreszcie siłą podświadomości przyciągnę jakieś nieszczęście. Teściowa wyrzuciła to z siebie i zrzuciła to na mnie... Brrrrrr.... Będzie dobrze, będzie dobrze.... Będzie dobrze :)

Idę spać... Wczoraj Iwo nie obudził się w nocy tylko dopiero o 5:00. Normalnie czułam się jak młody bóg. Tyle że takie promocje nie zdarzają się co dzień więc dziś nie liczę na ciągły sen... a więc czas się położyć by jutro w miarę normalnie funkcjonować i nie wspierać się melisą świeżo parzoną.

A i kupiłam dziś zegarek na szafkę nocną, tak by budząc się w nocy wiedzieć która jest godzina. Kupiłam i jestem bardzo niezadowolona. Jutro go oddam (jak mi go przyjmą) albo wymienię na inny. Wkurzyłam się bo:
- jak ustawić godzinę? wzięłam instrukcję obsługi a tam instrukcja do innego zegarka - pewnie pomyłka w sklepie i zapakowali mi nie do tego pudełka
- postanowiłam ustawić sama bez instrukcji bo przecież to żadna filozofia ... A jednak się myliłam. Nic w nim nie jest jasne i domyślne. Siedziałam pół godziny i nic nie wymyśliłam.
- no i strasznie bzyczy wtyczka/zasilacz. Bzyczy tak, że będzie mi w spaniu przeszkadzała...
Oby mi jutro ten zegarek przyjęli do zwrotu.... lub chociaż zamiany.

piątek, 4 września 2009

Znowu zaległości

Znowu nadrabiam blogowe zaległości.


Ale jakoś tak nastroju na pisanie nie miałam.


Wróciliśmy z Bieszczad. Było fajnie ale brakowało mi ... dzieci. No kto by pomyślał ;)


Wyjechaliśmy w niedzielę, wróciliśmy w czwartek. Marne 5 dni. Odpoczęliśmy, odreagowaliśmy ale stęskniliśmy się. I mamy gorące postanowienie, że w przyszłym roku zabieramy dzieciaki ze sobą.


Babcia z dziadkiem spisali się na medal. Dzieciaki szczęśliwe i uśmiechnięte witały nas w drzwiach. Szkoda tylko, że dziadkowie błędnie odczytali nasze komunikaty werbalne i niewerbalne i są obrażeni. Pewnie im minie, ale ciężko mi było początkowo to zaakceptować. Teraz okrzepłam i mam podejście, że problem tego który ten problem stwarza. Co ja się będę przejmowała odczuciami innych... bo im się coś "przesłyszało" i "przewidziało"



Nasze Bieszczady:

















Rzeczka Solinka, wycieczka kolejką bieszczadzką.
























Tama na Jeziorze Solińskim w Solinie
Spacerowaliśmy po Tamie i kupowaliśmy pamiątki naszym słodziakom :)

























Połonina Caryńska i widok z połoniny po wdrapaniu się na nią :)