czwartek, 23 grudnia 2010

Świątecznego nastroju brak

W tym roku Święta mało świąteczne. Brakuje zapachu choinki i pieczonego ciasta. Choinka nadal w piwnicy w kartonie, leży na najwyższej półce regału razem z bombkami. Lampki też w tym roku nie zabłysną. A foremki do ciasta dawno zapakowane do przeprowadzkowych pudeł.

Dziwne te Święta, takie inne niż dotychczasowe. Zwariowane.

W salonie stoją pudła zapakowane książkami, kieliszkami i wazonami. A jeszcze masa rzeczy w szafkach czeka na swoją kolej, na mój czas, na sobotę i niedzielę.

To mój salon na dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia. Iście Świąteczny wystrój

Tak sobie myślę, że choć kartony mogły być zielone. Mielibyśmy namiastkę choinki w salonie. :)

Lena dziś pożegnała się z Przedszkolakami i Ukochanymi Ciociami. Z tej okazji dostała przecudny prezent, niesamowitą pamiątkę. Oprawimy i zawiśnie w dziecięcym pokoju, ku pamięci.


Na środku jest zdjęcie wszystkich przedszkolaków wraz z Ciociami. A odbite dłonie należą do koleżanek i kolegów z grupy "Gwiazdeczki".

Na koniec życzenia:

Wszystkim Naszym Przyjaciołom realnym i wirtualnym, z okazji Świąt Bożego Narodzenia ślemy życzenia radości, spokoju i wewnętrznego wyciszenia, by te Święta stały się okazją do spędzenia jak największej ilości czasu z rodziną i przyjaciółmi. Nowy Rok zaś niech sprawi, że spełnią się wszystkie Wasze marzenia.. i te malutkie i te całkiem duże.


Jeśli pochłonie mnie przeprowadzka, jeśli odłączą mnie od netu, odezwę się po Nowym Roku z nowego, tymczasowego domu :)

środa, 22 grudnia 2010

Pożegnanie



Dziś po raz przedostatni ubieraliśmy rano kombinezon by wyruszyć w drogę do Przedszkola Leśnego. Jutro jest dzień pożegnania. Na tę okazję w miniony weekend piekliśmy pierniczki i je lukrowaliśmy. Wszystkie kolorowe słodkości decyzją Leny, zaniesiemy dla przedszkolaków, na pożegnanie.

Ale żeby ciociom nie było przykro, o nich też pomyślałyśmy. Każda dostanie piernikowego Mikołaja oraz serduszka z masy solnej do zawieszenia na choince. Wszystko zostało zrobione przy czynnym udziale Lenki. Tylko wierszyki dla każdej z cioć Mama sama układała. Takie trochę rymowanki częstochowskie, ale zawsze w szkole wolałam matematykę niż literaturę i poezję. To teraz jest efekt w postaci rymowanek :).






Szkoda, że nie możemy zapakować do pudła "naszego" przedszkola i zabrać ze sobą. Oj szkoda...

Za dwa dni wszyscy będą świętować przy stołach z najbliższymi, a my będziemy mieli dwa dni Wielkiego Pakowania :)

wtorek, 21 grudnia 2010

Jasełkowe smutki


Dziś był wielki dzień - występy Jasełkowe u Leny w przedszkolu. Tuż przed naszym wyjściem, ktoś rozpruł podniebną poduchę i sypnęło białymi płatkami wielkimi niczym kacze piórka. Najmłodszy nie był z tego powodu zachwycony... nie dość, że iść po śniegu trudno to jeszcze po oczach sypie :)


Wszyscy z niecierpliwościa oczekiwaliśmy występu Leny.



Choinka była dodatkową atrakcją, bo u nas w domu w tym roku takowej całkowicie zabraknie.



Występ Leny był wzruszający, choć onieśmielona prawie nie otwierała buzi by wyśpiewać kolędy.


A kiedy napięcie sięgnęło zenitu, łzy polały się wartkim strumieniem.



Wzruszajcy to był występ. Lena się popłakała, mnie w oczach stanęły łzy. Wytarłam je szybko by nikt nie zauważył. Lena płakała z nieśmiałości, z napięcia, ze strachu przed widownią. Moje łzy to wynik łez Leny. Patrzyłam na moją córeczkę, taką przejętą i przepełnioną strachem i pomyślałam "czy ona na pewno dobrze czuje się w tym miejscu?" Być może potrzebuje czasu, być może to się zmieni, być może... Tylko czy nie wyrządzę jej krzywdy zostawiając w przedszkolu wbrew jej woli...

No tak, ale jjeszcze tylko 2 dni i będziemy się żegnać z Ciociami, z Panią żółwiową o imieniu Franklina i z przedszkolakami Przedszkola Leśnego. Lenie, jak sama twierdzi, będzie brakowało zabaw, cioć i przedszkolaków :)


niedziela, 19 grudnia 2010

Nie taki Smok straszny


Poranek bez przymierzenia Świątecznej kreacji jest porankiem straconym. Od kilku dni trwa zachwyt nad wyjątkową sukienką w kolorze "prześlicznym". Dziś rano została komisyjnie odniesiona do pralki celem odświeżenia, ale zanim to nastąpiło musiała być przymierzona, obowiązkowo :)

Poranek spędziliśmy u sąsiadów. Było spotkanie przy pierniczkach, kawie i dziecięcym rwetesie. Na pożegnanie całusy, uściski i obietnica, że kiedyś na pewno się jeszcze spotkamy. Obyśmy o tym nie zapomnieli w pośpiechu dnia codziennego.

Popołudniu wybraliśmy się na przedstawienie w Ośrodku Kultury Pierwsza Zima Smoka Misiaka 
Dzieci dziś było malutko, pewnie pomagały rodzicom lepić pierogi i lukrować pierniczki. A my w ramach odpoczynku od pakowania wybraliśmy doznania kulturalne zamiast kulinarnych.
Smok okazał się fajnym zwierzakiem. Lena zapowiadała, że Smoków to ona się boi. A ostatecznie były uśmiechy, chichoty i bicie braw.
Szkoda tylko, że w pośpiechu zapomniałam pochwycić z półki aparatu... Ech szkoda :)

I jeszcze na koniec: wpadłam na chwilę poczytać co słychać u moich ulubionych blogerów :) i znalazłam info o candy . Nie omieszkałam spróbować szczęścia w losowaniu. A cóż, może mi się poszczęści i cudny wianek zagości akurat na naszym stole wigilijnym :)

sobota, 18 grudnia 2010

Piernikowe Mikołaje

Jakiś czas temu nabyłam w Świecie Książki świetną książkę "Dzieciaki od Kuchni" ( http://www.swiatksiazki.pl/shop/product,143330,,Dzieciaki-do-kuchni-czyli-rodzinne-gotowanie,Beata-Lipov ). Fajna książka, tyle że moje dzieciaki jeszcze za małe ... niewiele prac są w stanie wykonać. Ale książka rewelacyjna.
Ostatnio przeglądając jeden z dzienników, wypadła kolorowa reklamówka jakichś sklepów internetowych. Przejrzałam, bo uwielbiam zakupy przez internet ...
I cóż znalazłam?
Kolejne pozycje książkowe Beaty Lipov. I nie mogłam nie zakupić.
Wczoraj upiekliśmy pierniczki z przepisu zamieszczonego w książce "Dzieciaki szykują Święta" ( http://www.swiatksiazki.pl/shop/product,161870,,Dzieciaki-szykuja-Swieta,Beata-Lipov,10317,10311,10317 )

Dziś było wielkie lukrowanie Świętych Mikołajów, gwiazdeczek, choineczek i serduszek. Wszystko z myślą o pożegnaniu Leny z przedszkolem. Każdy z Mikołajów ma już swoją właścicielkę - konkretną przedszkolną ciocię.

Cała kuchnia wraz z przyległościami tonęła w koralikach i posypkach. Ale dzieci miały radość i zabawa w lukrowanie zajęła ich na naprawdę długo. :)


















Lukier był testowany i baaaardzo smakował, bo był słodki :)



A oto efekty dziecięcych zmagań:





To teraz pozostało czekać aż pierniczki lekko zmiękną :)

Dzieci już śpią... jutro intensywny dzień - wizyta w gościach u przesympatycznych sąsiadów, a popołudniu ukulturalnianie się w naszym Ośrodku Kultury. Do sąsiadów zabierzemy kilka pierniczków. Resztę Lena pilnuje, by były dla cioć i dzieci w przedszkolu. Nawet tato dostał zakaz spróbowania ;)

piątek, 17 grudnia 2010

Mąką pudrowanie

Pieczenie pierników sprawia nam wszystkim coraz większą radość. Pomocnicy upudrowani mąką z zapałem wycinali gwiazdki i serduszka.

Każde miało swoją upatrzoną wcześniej foremkę i nawet obyło się bez kłótni tym razem :)



Mączne ślady są wszędzie, na nosie, policzkach i brodzie




Serduszko... dla Kogo będzie kolejne Serduszko











Jutro będziemy lukrować i dekorować "jadalnymi koralikami" też :)

Małe Dobre Serduszko

Kilka dni temu, razem z Leną, zaniosłyśmy do przedszkola dwa niebieskie worki pełne zabawek dla dzieci z biednych rodzin.
Wczoraj wieczorem, tuż przed zaśnięciem, kiedy oczka były już malutkie ale myśli jeszcze się w głowie kłębiły, Lena powiedziała ze smutkiem:

L: "Mamusiu, dlaczego nasze zabawki zostały na noc w przedszkolu?"

Ja: Te które zaniosłyśmy?

L: "Tak. Ciocia Marta nie zawiozła ich biednym dzieciom tylko schowała".... "To są zabawki dla dzieci, których rodzice nie mają pieniążków na prezenty. Do tych dzieci nie przyjdzie Święty Mikołaj. Będą smutne"

Ja: Nie martw się Córeczko. Ciocia Marta na pewno zawiezie te zabawki do dzieci. Pewnie dziś nie mogła. Zawiezie kiedy indziej.

Na buzi Leny pojawił się delikatny uśmiech.

"taaak"

i usnęła :)

Dziś rano Iwo zszedł do kuchni pierwszy. I zanim przygotowałam mu śniadanie znalazł w swoim Adwentowym Kalendarzu czekoladkę niespodziankę. Zjadł z radością.
Kiedy jednak Lena po śniadaniu wyciągnęła swoją niespodziankę, nie mógł zrozumieć że on nie ma już swojej. Małe Dobre Serduszko Leny podzieliło się tym co znalazło.

Rozczulają mnie takie chwile, gdzie widać dobro płynące z małego serduszka. Bezinteresowność i szczerość, chęć niesienia pomocy i radość z dzielenia się. Cudowne są te drobne gesty, ulotne chwile tak warte zapamiętania.

czwartek, 16 grudnia 2010

Znajomości

Nie jesteśmy ludźmi, którzy lubią "załatwiać" cokolwiek po znajomości. Jesteśmy ostatnimi, którzy wykonują telefon do "przyjaciela" prosząc o przysługę.
Tym razem zadzwoniliśmy. T zadzwonił.

Nie mieliśmy wyjścia.
Gdyby nie ten jeden telefon sprzedaż mieszkania mogłaby nie dojść do skutku.

Jeden telefon wystarczył by coś, co nie było do wykonania przez 2 tygodnie, zostało zrobione w ciągu 1 dnia. A w ciągu kolejnych 2 dni zostało zrobione coś, co pewnie nie byłoby zrobione przez kolejne 2 tygodnie... gdyby nie ten jeden tel do "znajomego z Banku".

W naszym życiu znów potwierdziło się to, w co oboje z T bardzo wierzymy - Przeznaczenie.
Przeznaczenie spowodowało, że miesiąc temu spotkaliśmy na swojej drodze "znajomego z Banku". Mam nadzieję, że kiedyś będziemy się mogli jakoś odwdzięczyć za okazane wsparcie w papierkowej procedurze. Dziś po prostu podziękowaliśmy słodkim podarunkiem.

A teraz ... dzieci śpią, T drzemie na kanapie a ja pójdę poszukać barwników spożywczych. Jutro zaplanowałam pieczenie pierników. W sobotę chciałam byśmy je polukrowali. Miały być to piernikowi Święci Mikołajowie. Ale mam sklerozę ... starczą sklerozę... za nic nie mogę znaleźć barwników spożywczych, które używałam w październiku do tortu Iwusia.
Nie mogę znaleźć.
Może wyrzuciłam?
Cóż to będą za Mikołajowie bez czerwonej czapki?

Ech... najwyżej zrobimy białe bałwanki, do nich potrzebny jest lukier bez barwników ... o rany, rany...

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Ziemianin i Ziemianka oraz małe Ziemniaczki

Dziś o 11.00 zostaliśmy Ziemniakami, czyli mamy własny kawałek ziemi. Małej działki 951 metrowej nieopodal Warszawy. Będziemy tam budować nasz dom, własny i piękny dom :) Lena już myśli jak będzie wyglądał jej pokój i pyta się Iwcia, czy zgodzi się mieszkać w pokoju o różowych ścianach :)

No kto to by pomyślał, że ja będę kiedyś chciała mieć własny dom... no kto by pomyślał, ja, która uciekała w książki i odrabianie lekcji kiedy trzeba było skosić trawę czy wyrywać chwasty spomiędzy krzaków róż. Nagle kosiarka stała się marzeniem a krzaków róż po prostu nie będzie :))

Poszłam przed chwilą pogłaskać po buziakach moje dzieci. Śpią już, ale pomyślałam że do nich zajrzę. Iwo i Lena, dwa słodkie aniołki. Dzieci są takie słodkie kiedy śpią. Ten spokój na buziach i miarowe oddechy wywołują, że moje serce rośnie i puchnie ze szczęścia.

Dziś usłyszałam historię czyjegoś syna u którego wykryto raka... któremu odjęto nogę by mógł żyć... ten syn żyje, ma żonę. Odjęto mu nogę tuż przed ślubem. Nie wyobrażam sobie bólu rodziców, rozpaczy żony i radości, że będzie jeszcze żył. Nie wyobrażam sobie poczucia niepewności i braku jasności jutra.

Boże, dziękuję Ci za zdrowie moich dzieci i proszę o jeszcze, i jeszcze, i jeszcze...

Pójdę jeszcze raz pogłaskać moje aniołki po buziakach...

Dobranoc!

piątek, 10 grudnia 2010

Dwulatki i porządki

"Czy dwulatek powinien umieć po sobie sprzątać zabawki?"
Naszło mnie dziś na przemyślenia... czy to jednak nie za wcześnie? ... czy nie wymagamy za dużo od naszych dzieci? ... jednak to jeszcze maluchy.

Tak sobie pomyślałam, że może ja rozpuszczam moje dzieci nie każąc im sprzątać tylko zamieniam sprzątanie w zabawę. Być może, oni sami z siebie powinni już wiedzieć gdzie leży miś, a gdzie jest miejsce auta, że klocki po zabawie trzeba wrzucić do pudełka a układankę schować do opakowania i wrzucić do szuflady komody.

Zawsze żyłam w przekonaniu, że sprzątać po sobie zaczną jako pięciolatki bo wówczas dopiero rozumieją idee bałaganu.

Gdzieś wyczytałam... tylko gdzie... książki pochowane do przeprowadzki, nie mogę sprawdzić.

Znalazłam w necie:
Wymaganie od dziecka dwuletniego utrzymywania porządku jest absolutnie sprzeczne z jego możliwościami. Pojęcie porządku dla tak małego dziecka jest abstrakcją. Jedynie może wykonać nasze polecenie wyrażone w konkretny i krótki sposób: „Wrzuć klocki do pudełka.”. Dopiero w piątym roku życia, takie oczekiwanie staje się uzasadnione.

źródło: http://www.uczdziecko.pl/niemowle/artykuly/artykul/zobacz/jak-wymagac-od-dzieci.html

To teraz idę sama posprzątać zabawki, bo Iwo właśnie usnął i za nic nie chciał się przed spaniem bawić w sprzątanie :))

czwartek, 9 grudnia 2010

Chorych oczu ciąg dalszy

No i zarażenie było nieuniknione. Iwo również przeszedł tygodniową gehennę z zakraplaniem Biodacyną. Przeszedł, wyszedł i cóż z tego? Odstawiliśmy kropelki i po 1 dniu zaczerwienione i zaropiałe oczy wróciły. I znów zakraplamy Biodacynę. I znów są pertraktacje i próba wkroplenia podstępem.
No a Lena?
Lena wróciła do przedszkola w poniedziałek. I jednocześnie wróciła wieczorna Lena w złym humorze, wściekła i agresywna. I czy pochodzi do przedszkola dłużej? Patrzę na jej oczy i zastanawiam się czemu pod oczami są zaczerwienienia, może to też nawróciło zapalenie spojówek.

Jestem trochę zła. Jeśli rano Lena obudzi się z zaropiałymi i czerwonymi oczami nie będzie wątpliwości.

I jestem jeszcze bardziej zła na sytuację. W poniedziałek mamy akt notarialny na zakup działki. Jeśli Moja Córka będzie miała zapalenie spojówek, nie pójdzie do przedszkola. Nie pójdzie do przedszkola więc będziemy musieli wszyscy czworo jechać do Notariusza. I może nie byłoby w tym nic "niefajnego" gdyby nie to, że będę musiała ją naszprycować Dipherganem by nie wymiotowała w aucie.
I będziemy musieli oboje dzieci zostawić z dziadkiem bo Kancelarię rozniosą.

Ech.... plany, plany jak zwykle biorą w łeb.

A dziadek będzie musiał sobie jakoś poradzić z dwóją dzieci.

A Lena będzie musiała sobie jakoś poradzić z chorobą lokomocyjną w aucie.

wtorek, 30 listopada 2010

Zapalone oczy

W sobotę Lena obudziła się z zaczerwienionymi oczami, ale nie dało mi to nic do myślenia. Ot, zaczerwienione oczy i co z tego.
Pojechałam z dziećmi do dziadków na weekend. Po spaniu w dzień Lena obudziła się z oczami zalanymi ropką. No i już skojarzyłam czerwony oczy i ropa to musi być zapalenie spojówek.
Po południu w sobotę poszłam z Leną oglądać dom, który prawdopodobnie wynajmiemy od stycznia. Fajny dom, fajni ludzie, myślę że będzie nam się tam fajnie mieszkało przez ten etap przejściowy.

Przez weekend oczy ratowaliśmy okładami z herbaty. Wczoraj była pani doktor i Lena dostała antybiotyk.
Walka jest przy wkraplaniu kropelek do oczu. Lena się dopomina:
"Będziesz mnie pocieszać?" i muszę powtarzać, że jest dzielna, że kropelki w oku są nieprzyjemne, ale trzeba je zakraplać by oczka były zdrowe. I tak trzy razy dziennie.

Mam nadzieję, że Iwo nie złapie bo w życiu takim pocieszaniem nie da się przekonać do kropelek ;)

Lenka niechodząca do przedszkola to cudowne dziecko, kochane, słodkie, IDEALNE. Nie kłóci się z bratem, nie bije, wszystko mu tłumaczy, opowiada, chce się z nim bawić. O rany, jak cudownie być matką bez uzależnienia melisowego ;) Ostatnio tylko dzięki melisie byłam w stanie przetrwać popołudnia i wieczory. Od soboty nie używam bo nie muszę. Lena to Słodziak jak nie odreagowywuje przedszkola.

Dziś po tygodniu nieobecności wraca tatuś dzieci. To będzie szał. Córeczka tatusia od wczoraj powtarza, że się bardzo stęskniła i będzie za tatusiem chodzić dopóki go nie ukocha baaaardzo baaaardzo mocno :))
Oj, czuję że synek tatusia będzie baaardzo zazdrosny :))

Muszę jutro kupić składniki na pierniki i może pod koniec tygodnia upieczemy pierniki. Będą dzieci pierniki w weekend lukrować :) W ten weekend albo w przyszły weekend. Ciasto powinno po dojrzewać. Ale co tam, będzie musiało przejść szybkie dojrzewanie. Nie ma czasu na ceregiele ;)

czwartek, 25 listopada 2010

Humory

Dzieci potrafią doprowadzić do łez. Łez rozpaczy, łez radości, łez wzruszenia.

Lena jest pierwsza do doprowadzania mnie do łez rozpaczy.
Czasami nie potrafię zareagować, znaleźć odpowiedniego słowa.

"Nie lubię Iwcia, nie będę się z nim bawić, nigdy"

I Iwo biegnący za Leną i wołający po swojemu "Nenuś".

Łzy w moich oczach. On wpatrzony w siostrę jak w obrazek, zakochany młodszy brat. Ona naburmuszona starsza siostra, która w złości potrafi powiedzieć zasłyszane w przedszkolu słowa "nie będę się z Tobą bawić, gówniarzu" a za chwilę "zabiję Cię".

Jejku, dzieci, ja wiem że nie musicie się kochać, ale jak nauczyć Was szacunku dla siebie nawzajem, jak sprawić byście się chociaż lubili, żebyście trzymali sztamę, żebyście czuli że siła tkwi w posiadaniu brata/siostry.

Taki widok rozbraja


Tylko tak bardzo rzadko ma miejsce. I zauważam pewną prawidłowość - Lena w przedszkolu grzeczniutka wraca do domu i jest wulkanem agresji, naładowana złymi emocjami. Wściekła, wrzeszcząca, bijąca (ostatnio nawet mnie próbuje uderzyć). Wierzę, ale muszę jeszcze sprawdzić, że po przeprowadzce, kiedy będzie moment, że Lena do przedszkola nie będzie chodziła, tych złych emocji będzie w niej mniej.
I częściej będzie się uśmiechała, nawet jeśli trochę sztucznie:



środa, 24 listopada 2010

Idą zmiany

Umowa przed wstępna na sprzedaż mieszkania podpisana. O matko, z jednej strony super z drugiej mam wrażenie, że kawał życia odchodzi do historii.
W tym mieszkaniu właściwie zaczęło się wszystko. Jak się tu wprowadziliśmy mieliśmy tylko stół z krzesłami składanymi, kupionymi w Ikea. I łóżko w sypialni.
Wracając wieczorem po pracy siadaliśmy na tych krzesłach w jadalni, jedliśmy kolację i gadaliśmy, gadaliśmy, gadaliśmy... chyba nigdy przedtem ani potem nie gadaliśmy tyle co wtedy.
Telewizor nabyliśmy za 50 zł po jakimś pół roku. Stał na podłodze w salonie jako jedyny mebel. Odbierał 4 kanały w jakości bardzo marnej.

Tu zaprosiliśmy wszystkich naszych gości na szampana, truskawki i czekoladę, przed Naszym Ślubem.

Tu przywieźliśmy najpierw Lenę a półtora roku później Iwcia, zaraz po urodzeniu.

Tu oglądaliśmy pierwsze kroczki naszych dzieci, słuchaliśmy pierwszego "mama" i "tata", tu byliśmy świadkami ich pierwszych łez, histerii i śmiechu do rozpuku.

Coś się kończy, ale też coś zaczyna.
Zamykamy pewien rozdział w życiu by otworzyć nowy.
Wprowadzaliśmy się tu jako dwoje niezależnych ludzi.
Wyprowadzamy się jako cudowna, ciepła i kochająca się czteroosobowa rodzinka.

Niesamowite jak bardzo się zmieniliśmy przez te 8 lat.

wtorek, 16 listopada 2010

Kolorowo

Piaseczno potrafi być piękne i kolorowe :)
Nowo otwarta fontanna przyciąga tłumy dorosłych i dzieci. Nocą oświetlenie rospryskującej się wody sprawia oszałamiające wrażenie.

Listopad a dzieci biegają w strugach lejącej się, zimnej wody :)











poniedziałek, 1 listopada 2010

Jesień w parku

Park w Piasecznie piękny nie jest, ale jesień w nim, podobnie jak wiosna i zima, jest pełna uroku. Można polubić to miejsce. My będziemy je kochać, bo z nim związane są pierwsze spacery z Leną i Iwo, pierwsze zbieranie kasztanów, pierwsze rysunki kredą na asfalcie...










Złocista Jesień

piątek, 29 października 2010

Halowin albo Halloween, jak kto woli

Lena nie chciała być czarownicą, diabełkiem ani złą wróżką, chciała być ... księżniczką. Czy księżniczki straszą? Hmmm ... i tak to została duszkiem. Małym, białym duszkiem, który trochę straszy a trochę sam jest wystraszony. Przedszkole przywitało nas nietoperzami, w środku spotkaliśmy duchy i pomaranczowe dynie, ciocia miała na bluzce wielkiego pająka i pajęczynę. Oj, będzie się dziś w przedszkolu działo...

Przymierzanie stroju duszka tuż przed wyjściem do przedszkola było obowiązkowe, tym bardziej że Tato Leny nie widział jeszcze w przebraniu. Sama zabawa w przedszkolu dla rodziców zostanie tajemnicą, ale dzieci bawiły się świetnie... podobno ;)

Z przymiarki strasznego duszka: