czwartek, 2 lutego 2012

Wirusowo

Dzieci znów chore.
We wtorek po przedszkolu Lena narzekała na ból brzuszka a potem zaczęła wymiotować. No była koszmarna - wymiotowała po każdej łyżeczce wody, z częstotliwością co 20 minut (zegarek stał przy łóżku, więc za każdym razem jak na niego patrzyłam, nie mogłam się nadziwić, że minęło tylko 20 minut). Nad ranem ja ledwo patrzyłam na oczy a Lena wymiotowała ledwo przytomna.
W środę Iwo poszedł sam do przedszkola, a my przekonani że to zatrucie pokarmowe u Leny, dawaliśmy jej miętę i smektę.
W środę po południu podjechałam po pracy do przychodni, gdzie pani doktor z obawy o odwodnienie Leny, dała nam skierowanie do szpitala.
I takim oto sposobem spędziłam razem z Leną na szpitalnej izbie przyjęć 3 godziny, czekając aż przyjmie nas lekarz. 20:30 Lena została dokładnie przebadana i ostatecznie wypisana do domu bez objawów odwodnienia. Bez leków tylko z zaleceniami.
Było już lepiej, wymioty ustały.
Wróciłyśmy do domu o 22:30.
I jakaż niespodzianka... o 1:30 z wymiotami obudził się Iwo.
A więc wirus.
Ostatnią noc Lena przespała ładnie a Iwo wymiotował przez sen.
Rano trafiliśmy do przychodni. Leków jakichś specjalnych nie dostaliśmy, ale cuda zdziałały czopki przeciw wymiotom. Kiedy tylko czopek zaczął działać, Lena która od wtorku wieczorem nie jadła nic, wreszcie odzyskała apetyt (po 1,5 doby bez jedzenia). Iwo ma się znacznie lepiej, dzięki temu że szybciej czopki zostały podane.
Jutro piątek.
Dzieci zostaną jeszcze w domu.
Gdzie złapały wirusa? Oczywiście w przedszkolu... Z 15 dzieci 9 zostało zarażonych. A wszystko dzięki jednem chłopczykowi, który został przyprowadzony do przedszkola mimo wymiotowania... Lekkomyślność jednej mamy a w konsekwencji 9 dzieci chorych.