Za nami fantastyczny weekend. Co prawda we troje bo T daleko w pracy, ale bawiliśmy się świetnie. I w sobotę i w niedzielę dopisała pogoda. Było dość ciepło i słonecznie. W sobotę wypadały urodziny naszego miasteczka, był tort dla mieszkańców, dmuchanie świeczek, koncert Hej'a a dla dzieciaków darmowe szaleństwa na dmuchanych zjeżdżalniach, basenach kulkowych i trampolinach. Lena bardzo mnie pozytywnie zaskoczyła swoją odwagą, brakiem zahamowań, chęcią zabawy. Zawsze zdystansowana nagle stała się wesołą dziewczynką szalejącą wraz z innymi dzieciakami. Sama zmieniała zabawki i bawiła się przednio. Najbardziej pod0bało się jej zjeżdżanie z gigantycznej dmuchanej zjeżdżalni. Musiałam ją siłą odciągać od zabawy, a Lena ze łzami w oczach prosiła o "jutro". Obiecałam.
No i co?
Następnego dnia, w niedzielę był jarmark. Były stoiska z Beskidu Żywieckiego, były orkiestry góralskie na scenie. Ale zjeżdżalni nie było.
Szczęście, że była karuzela - jakoś udobruchała zawiedzioną Lenę. Jeździła wielokrotnie, bo również była opłacona przez miasto.
No i przejażdżka na kucykach. Też bez płacenia :)
Zaskoczona jestem pozytywnie, jak bardzo Lena stała się odważna i otwarta na nowości. Ta moja zdystansowana dziewczynka, zawsze stojąca z tyłu, nagle stała się całkiem inną osóbką.
Jeśli zaś chodzi o Iwo:
- potrafi dać buziaka jak się go o to prosi,
- potrafi robić "papa"
- staje przy wszystkim i przy wszystkich
- potrafi stojąc przestawiać nóżki
- pożera wszystko w każdych ilościach... no może nie wszystko... przemyślałam to, ma swoje smaki i jednak potrafi grymasić, wypluć czy odepchnąc moją rękę z łyżką, jeśli coś mu nie smakuje.
- nadal budzi się w nocy, raz na picie wody. Czasami się nie budzi, ale to jednak rzadkość.
W sobotę prawdopodobnie jedziemy do dziadków w Zduńskiej. Zatrzymamy się u dziadka. A babcię będziemy odwiedzali. Jedziemy na tydzień. Ja z Leną pojadę pociągiem, A T z Iwusiem i naszymi bagażami autem. Zobaczymy, czy w pociągu Lena też będzie wymiotowała czy podróż zniesie dobrze. Mam nadzieję, że choć pociąg będzie jej służył.
Chciałabym by moje dzieci miały fajne wspomnienia z dzieciństwa. Ten blog powstał by uchwycić ulotne chwile, zapisać to o czym nie będziemy pamiętali za kilka lat.
poniedziałek, 14 września 2009
piątek, 11 września 2009
Miastowa dziewczyna
Wybraliśmy się wczoraj na spacer po lesie. Dzieciaki nie chciały spać w domu, ryk i wrzaski, więc zapakowałam w wózek i zabrałam na świeże powietrze. Oboje usnęły nim dojechałam do rogu ulicy.

Szłam, myślałam o niebieskich migdałach, podziwiałam otoczenie, rozkoszowałam się ciszą (jakże cenną ;) ). Pierwszy obudził się Iwo. Byłam już wtedy nad wodą, stawem... czort wie jak to się nazywa. W każdym razie "Górki Szymona". Ciekawe co Szymon miał z nimi wspólnego, i kto to był ten Szymon.
Potem obudziła się Lena.
Szczęśliwa, choć nie powiedziałabym że wyspana. No ale szczęśliwa, bo sen w plenerze.
Połaziliśmy wokół stawów. Po godzinie moje starsze dziecko powiedziało:
"chcie do domku"... "chce obiadek" (bo nie chciała zjeść przed wyjściem).
No więc zarządziłam odwrót. A Lena zarządziła że wsiądzie do wózka.
Potem jeszcze dodała:
"chce niczka" (chcę chodniczka)
I nie wysiadła z wózka póki nie zobaczyła chodniczka. A jak wysiadła to godzinny dystans do domu szliśmy dwie godziny, ale Lena nie chciała wsiąść do wózka. Jak w pewnym momencie skręciliśmy w drogę leśną, Lena z rozpaczą powiedziała: "chcę niczka". Na szczęście chodniczek za chwilę się pojawił i wszystko było w porządku.
Remontują nam osiedlowy plac zabaw, więc prowadzamy się po miejskich. Dziś Lena spadła z huśtawki. Serce mi stanęło, ale nic wielkiego się nie stało. Na szczęście ten plac zabaw ma tartan więc lądowanie było miękkie, ale i tak się wystraszyłam. Lena zresztą też.
Zdjęcia z wyprawy:
środa, 9 września 2009
Słomianka
W zeszłym tygodniu od poniedziałku do piątku, w tym tygodniu od środy do soboty... jestem Słomianką :). T ciągle jeździ, ciągle pracuje. Taką ma pracę. I mnie tak naprawdę przestało to przeszkadzać. On jedzie a ja muszę dać radę by zorganizować cały dom. A z drugiej strony, czy jak nie wyjeżdża to aż tak dużo pomaga? Nie. Tyle że jest. Jest gdy wracam ze spaceru i dom jest cudownie ogarnięty. Jest gdy kąpię dzieci, on myśli o tym by przygotować dla nich picie na noc. Jest gdy wychodzę na spacer, pomaga Lenie się ubrać a ja mogę ubrać Iwcia i siebie. To dużo. Ale jakoś nauczyłam się kręcić tym całym galimatiasem, także gdy go nie ma.
Jestem ciut rozdygotana. Dziś zadzwoniła do mnie teściowa. Była godzina 19:00 z minutami. Powiedziała, że dzwoni tylko na chwilę. Miała zły sen - rozgrzebana ziemia i mały noworodek, jej synek a mój mąż. Powiedziała: "uważajcie na siebie". Więc co ja robię - zamartwiam się teraz by T wrócił szczęśliwe z tego wyjazdu. Nienawidzę takich sytuacji. Teraz będzie to za mną chodziło aż wreszcie siłą podświadomości przyciągnę jakieś nieszczęście. Teściowa wyrzuciła to z siebie i zrzuciła to na mnie... Brrrrrr.... Będzie dobrze, będzie dobrze.... Będzie dobrze :)
Idę spać... Wczoraj Iwo nie obudził się w nocy tylko dopiero o 5:00. Normalnie czułam się jak młody bóg. Tyle że takie promocje nie zdarzają się co dzień więc dziś nie liczę na ciągły sen... a więc czas się położyć by jutro w miarę normalnie funkcjonować i nie wspierać się melisą świeżo parzoną.
A i kupiłam dziś zegarek na szafkę nocną, tak by budząc się w nocy wiedzieć która jest godzina. Kupiłam i jestem bardzo niezadowolona. Jutro go oddam (jak mi go przyjmą) albo wymienię na inny. Wkurzyłam się bo:
- jak ustawić godzinę? wzięłam instrukcję obsługi a tam instrukcja do innego zegarka - pewnie pomyłka w sklepie i zapakowali mi nie do tego pudełka
- postanowiłam ustawić sama bez instrukcji bo przecież to żadna filozofia ... A jednak się myliłam. Nic w nim nie jest jasne i domyślne. Siedziałam pół godziny i nic nie wymyśliłam.
- no i strasznie bzyczy wtyczka/zasilacz. Bzyczy tak, że będzie mi w spaniu przeszkadzała...
Oby mi jutro ten zegarek przyjęli do zwrotu.... lub chociaż zamiany.
Jestem ciut rozdygotana. Dziś zadzwoniła do mnie teściowa. Była godzina 19:00 z minutami. Powiedziała, że dzwoni tylko na chwilę. Miała zły sen - rozgrzebana ziemia i mały noworodek, jej synek a mój mąż. Powiedziała: "uważajcie na siebie". Więc co ja robię - zamartwiam się teraz by T wrócił szczęśliwe z tego wyjazdu. Nienawidzę takich sytuacji. Teraz będzie to za mną chodziło aż wreszcie siłą podświadomości przyciągnę jakieś nieszczęście. Teściowa wyrzuciła to z siebie i zrzuciła to na mnie... Brrrrrr.... Będzie dobrze, będzie dobrze.... Będzie dobrze :)
Idę spać... Wczoraj Iwo nie obudził się w nocy tylko dopiero o 5:00. Normalnie czułam się jak młody bóg. Tyle że takie promocje nie zdarzają się co dzień więc dziś nie liczę na ciągły sen... a więc czas się położyć by jutro w miarę normalnie funkcjonować i nie wspierać się melisą świeżo parzoną.
A i kupiłam dziś zegarek na szafkę nocną, tak by budząc się w nocy wiedzieć która jest godzina. Kupiłam i jestem bardzo niezadowolona. Jutro go oddam (jak mi go przyjmą) albo wymienię na inny. Wkurzyłam się bo:
- jak ustawić godzinę? wzięłam instrukcję obsługi a tam instrukcja do innego zegarka - pewnie pomyłka w sklepie i zapakowali mi nie do tego pudełka
- postanowiłam ustawić sama bez instrukcji bo przecież to żadna filozofia ... A jednak się myliłam. Nic w nim nie jest jasne i domyślne. Siedziałam pół godziny i nic nie wymyśliłam.
- no i strasznie bzyczy wtyczka/zasilacz. Bzyczy tak, że będzie mi w spaniu przeszkadzała...
Oby mi jutro ten zegarek przyjęli do zwrotu.... lub chociaż zamiany.
piątek, 4 września 2009
Znowu zaległości
Znowu nadrabiam blogowe zaległości.
Ale jakoś tak nastroju na pisanie nie miałam.
Wróciliśmy z Bieszczad. Było fajnie ale brakowało mi ... dzieci. No kto by pomyślał ;)
Wyjechaliśmy w niedzielę, wróciliśmy w czwartek. Marne 5 dni. Odpoczęliśmy, odreagowaliśmy ale stęskniliśmy się. I mamy gorące postanowienie, że w przyszłym roku zabieramy dzieciaki ze sobą.
Babcia z dziadkiem spisali się na medal. Dzieciaki szczęśliwe i uśmiechnięte witały nas w drzwiach. Szkoda tylko, że dziadkowie błędnie odczytali nasze komunikaty werbalne i niewerbalne i są obrażeni. Pewnie im minie, ale ciężko mi było początkowo to zaakceptować. Teraz okrzepłam i mam podejście, że problem tego który ten problem stwarza. Co ja się będę przejmowała odczuciami innych... bo im się coś "przesłyszało" i "przewidziało"
Nasze Bieszczady:

Tama na Jeziorze Solińskim w Solinie
Spacerowaliśmy po Tamie i kupowaliśmy pamiątki naszym słodziakom :)

Połonina Caryńska i widok z połoniny po wdrapaniu się na nią :)




Ale jakoś tak nastroju na pisanie nie miałam.
Wróciliśmy z Bieszczad. Było fajnie ale brakowało mi ... dzieci. No kto by pomyślał ;)
Wyjechaliśmy w niedzielę, wróciliśmy w czwartek. Marne 5 dni. Odpoczęliśmy, odreagowaliśmy ale stęskniliśmy się. I mamy gorące postanowienie, że w przyszłym roku zabieramy dzieciaki ze sobą.
Babcia z dziadkiem spisali się na medal. Dzieciaki szczęśliwe i uśmiechnięte witały nas w drzwiach. Szkoda tylko, że dziadkowie błędnie odczytali nasze komunikaty werbalne i niewerbalne i są obrażeni. Pewnie im minie, ale ciężko mi było początkowo to zaakceptować. Teraz okrzepłam i mam podejście, że problem tego który ten problem stwarza. Co ja się będę przejmowała odczuciami innych... bo im się coś "przesłyszało" i "przewidziało"
Nasze Bieszczady:
Rzeczka Solinka, wycieczka kolejką bieszczadzką.
Tama na Jeziorze Solińskim w Solinie
Spacerowaliśmy po Tamie i kupowaliśmy pamiątki naszym słodziakom :)
Połonina Caryńska i widok z połoniny po wdrapaniu się na nią :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)