sobota, 15 sierpnia 2009

ZOO

Zrobiliśmy sobie wycieczkę... sobie i dzieciom.
Wstałam dziś pierwsza. Iwo jeszcze dosypiał po mleku o 5:00, T spał z Leną, która w nocy krzyczała "mama, choć" a jak zobaczyła tatę wpadła w spazmy i wyła "chcceeeee mameeeeee".

Wstawiłam pranie, wzięłam prysznic, zrobiłam sobie makijaż i ja już byłam prawie gotowa do wyjścia. Potem obudził się Iwo, płaczem obudził resztę towarzystwa.
Zrobiłam śniadanie, naszykowałam wałówkę na wyjście i o 9:00 byliśmy gotowi. Czyli dokładnie tak jak sobie zakładałam. Wychodzi na to, że z dwójką dzieci by wyjść gdzieś na cały dzień potrzebuję 3 godzin na wyszykowanie. Masakra :))))

Lena dostała do ssania "cukierka" Lokomotiv o smaku cytryny. Cały czas jej powtarzałam, że ma ssać wolniutko bo jak cukierek jest w buzi to brzuszek nie będzie jej bolał podczas jazdy samochodem i nie będzie wymiotowała. Pojechaliśmy.

Samochodem dojechaliśmy do stacji metra Służew. T odstawił samochód na parking a my wysłuchaliśmy "koncertu" akordeonisty. Iwo bujając się wprawił w bujanie wózek :)) Ktoś, budując tę stację, zapomniał o windzie, więc znosiliśmy wózek po schodach....

Metro zaskoczyło Iwusia, a Lenę wystraszyło. Iwo siedział z wytrzeszczonymi oczami w wózku, a Lena przerażona na moich kolanach. Dojechaliśmy bez sensacji wymiotnych do stacji Dworzec Gdański. Przesiedliśmy się do tramwaju, przejechaliśmy 3 przystanki i dotarliśmy do celu naszej podróży, do warszawskiego ZOO.
Kupując bilety aż się wzruszyłam. Sama pamiętam swoje wizyty w zoo, a teraz pokażę je moim dzieciom.

Lena w oszołomieniu przyglądała się ryczącym lwom, skaczącym małpkom, jedzącym trawę jakom, pogłaskała osła i rozochocona chciała to samo zrobić z pelikanem :) Na Iwo zoo nie zrobiło większego wrażenia :)) spacer jak spacer. Tylko widok niedźwiedzia wprawił go w osłupienie :)))

Wracając (dzieci przespały całą drogę w wózku) wysiedliśmy 2 stacje wcześniej i poszliśmy do Ogródka Jordanowskiego przy ul. Odyńca. Lena się wybawiła, choć początkowo czuła się oszołomiona ilością dzieci i ogromem możliwości.

Do domu wróciliśmy ok 19:00. Powrotna droga w samochodzie też bez wymiotów, choć tym razem przejazd zajął nam więcej czasu. Lena dzielnie ssała "cukierka" i powtarzała, że ma "cuksa" więc brzuszek jej nie boli. Zobaczymy czy to jednorazowy sukces ... będziemy testować. Na razie mamy patent na wyrwanie się z piaskowego miasta, szybki przejazd do metra a potem dowolne przesiadki tramwajowe. :)) Na razie mi to wystarczy :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz