czwartek, 28 maja 2009

Jedziemy nad morze

Jak ja się zapakuję w mały bagażnik samochodu służbowego T? Nie mam zielonego pojęcia. Ubrania dzieciaków i moje, wózek-kolumbryna dla dwójki, jakieś zabawki dla Leny, zapas mleka i słoików dla Iwcia (bo a nuż tam nie będzie i co ja zrobię?). Nie wiem jak tego dokonam, bo bagażnik wyjątkowo mały jest...
Listę rzeczy do zabrania już mam i wydaje się być kompletna. Trzy dni ją uzupełniałam i chyba wszystko na niej umieściłam.
Jutro zacznę wszystko upychać w torbach i zobaczymy ile tego jest. W razie czego będziemy odejmować i eliminować.

W poniedziałek zdjęliśmy szwy Lenie. To znaczy chirurg zdjął nie my :). Bardzo miły pan chirurg, który miał tak dobre podejście do dzieci, że Lena nawet nie zapłakała. A przecie z niej taki boi dudek. T poszedł z Iwciem na spacer a ja z Leną poszłyśmy do przychodni. Wygląda na to, że Lena lubi ze mną "gdzieś" chodzić, bo miała radość że ma mamę tylko dla siebie... nic to, że okoliczność mało komfortowa.
Rana dobrze się goi. Na chwilę obecną ma jeszcze założone plasterki ściągające, które mają zapobiec ewentualnemu rozejściu się rany. Ale na rozejście się raczej nie zanosi. No i po zdjęciu plasterków muszę szczególnie chronić bliznę przed opalaniem, więc cały czas ma być przykryta grubą warstwą blokera słonecznego.
Kupiłam też mega drogą maść na blizny. 14ml i 90 zł za maść Veraderm. Pewnie zejdzie tego kilka tubek, bo mamy smarować 2 razy dziennie przez 2 miesiące. No ale najważniejsze, by blizna była jak najmniejsza, jak najmniej widoczna.

Dziś. Jestem w łazience. Dzieci w pokoju Leny, zaraz obok łazienki. Nagle słyszę płacz Iwcia. Zaglądam do pokoju, Iwo się uspakaja, Lena siedzi z grzebieniem w ręku i udaje niewiniątko. Podchodzę do Iwcia, przytulam by nie płakał, widzę że ma zaczerwienioną główkę. Lena patrzy na mnie niewinnie. Pytam "Lenusiu, co zrobiłaś Iwciowi?". A Lena na to "nowe kuku". No po prostu rozbroiła mnie. Ale grzebień skonfiskowałam. Bo co tu czesać, jak Iwcio ma ledwie meszek na głowie :)

Iwusiowi zęby idą. Wczoraj wyszła druga jedynka. Jest marudny i stracił apetyt. Najchętniej je tylko mleko i kaszę z butli. Dziś w zlewie wylądowała zawartość miseczki drugiego śniadania (czyli kasza z owocami) i obiadu (zupka jarzynowa z indykiem). Ale butla mleka wciągnięta. Pewnie rozdrażniony przez te zęby i bolą go dziąsełka.

A ja nadal chora. Kończę antybiotyk. A od dziś znów boli mnie gardło. Koszmar jakiś.

No i jeszcze jedno - zakończyła się moja produkcja mleka. Przeszliśmy całkowicie na sztuczny pokarm. Teraz Iwo zamiast na widok moich piersi, trzęsie się z niecierpliwości na widok pełnej butelki mleka :)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz