piątek, 30 września 2011

Tydzień wakacji

Zrobiliśmy sobie tygodniowe wakacje od domu. Zapakowałam maluchy i siebie do pożyczonego, wielkiego plecaka, złożyłam na pół wózek i przemieszczaliśmy się pociągami w kierunku Dziadka Józia. Dzieci szczęśliwe, ja o dziwo nie umęczona tak jak mi się wydawało że będę po podróży z wielkim bagażem i dwójką dzieci, dziadek prawie płakał że już wyjeżdżamy i że tydzień minął tak szybko. Pogoda nam dopisała, było słonecznie i nie padało. Codziennie robiliśmy kilku godzinne spacery, kończące się zwykle w parku u kaczek lub na placach zabaw.

Tradycyjnie wróciliśmy z zapasem rajstop (w końcu Wola ma tu swój firmowy sklep i rajstopy są za bezcen) i butami na zimę dla maluchów. Niesamowite, ale co roku tam jeździmy i co roku udaje mi się kupić tam fajne buty dla dzieci. Tym razem było trudniej, bo trzeba było zapakować te buty i rajstopy do i tak pękającego w szwach plecaka. Ale udało się.

Wrzucam kilka zdjęć z karmienia kaczek i nie tylko. A właściwie więcej z nie tylko niż z samego karmienia kaczek :)






"Hej, Pani Kaczko, mam bułeczkę dla Ciebie" :)


Lena karmiła nie tylko kaczki :)


Lena pozuje podpierając stary dom... no tak, a nóż by się zawalił :))


Chwila zadumy :)


I po zadumie nie ma śladu :)


"Nie rób więcej zdjęć Mamo"


 I znów kaczki i znów ich karmienie:


Pierwsze żółte liście. Jak byliśmy w tym parku dwa lata temu, o tej samej porze, na trawie była cała masa żółtych liści. W tym roku liści było jeszcze bardzo malutko. Oby to był zwiastun długiej i ciepłej jesieni :)


"no dobra, poprzytulajmy się jak tak bardzo chcesz" :)


Na huśtawce


A na zakończenie zdjęcie, na którym Lena ma minę, która mówi: no dobra, rób to zdjęcie jak tak chcesz.
Lena tak ma, nawet zdjęcia mogą być wtedy gdy ona tego chce a nie gdy ja. Na szczęście lubi być fotografowana a miny na NIE robi tylko wtedy gdy jest w nienajlepszym humorze.



*  *  *


Dziś Iwo zaniemógł i dostał kataru. Lubi spać bez przykrycia i tak to się kończy. A noce są coraz zimniejsze.

środa, 14 września 2011

Jesień?

Tak jesień... idzie... czuć ją w powiewach wiatru, w zapachu łąki i lasu, widać po spadających liściach, jabłkach i orzechach laskowych. To właśnie orzechy laskowe ostatnio zajęły nam sporo czasu. Najpierw zbieramy to co spadło pod drzewo, później potrząsamy gałązkami by spadło ich jeszcze trochę a na koniec zajadamy się nimi między podwieczorkiem a kolacją.





















Iwo orzechów nie zbiera... Iwo orzechy wyjada :))

środa, 7 września 2011

Niedzielny festyn z okazji dni Miasteczka

Miasteczko, w którym buduje się nasz dom, obchodziło w niedzielę swoje dni. W związku z tym wybraliśmy się na Festyn. Były karuzele i zjeżdżalnie, występy artystów cyrkowych, były śpiewy i tańce na estradzie, pokazy konne i rowerowe. Ogólnie było bardzo fajnie. A dodatkowo pogoda dopisała.
Dzieci zjadły po dwie rurki z bitą śmietaną, pozjeżdżali z dmuchanej zjeżdżalni, pobawili się wśród dzieci i umęczone wróciły do domu. Zmęczone ale bardzo szczęśliwe. Lena jeszcze dziś wspominała wesołe miasteczko :)

























*  *  *

Lena wczoraj na placu zabaw dokazywała ponad miarę i robiła wszystko po swojemu. Na zjeżdżalnie wchodziła po schodkach po czym za chwilę zamiast zjechać znów z tych schodków schodziła, idąc pod prąd, bo na zjeżdżalnię wchodziły także inne dzieci. Mówię do Leny, by nie schodziła schodkami, by zjechała ze zjeżdżalni skoro już na tę zjeżdżalnię weszła. Na co Lena po chwili:
"na placu zabaw będę robiła to co chcę"

Wbiło mnie w trawnik a po chwili musiałam wytłumaczyć, że oczywiście bawić się może jak chce ale musi przestrzegać zasad bezpieczeństwa. A schodzenie schodkami zjeżdżalni przepychając się między innymi dziećmi do bezpiecznych nie należało. Ciekawe czy przyjęła do wiadomości ;)

Sobota w Stolicy

Piękna sobota zachęciła nas do spontanicznego przemieszczenia się kolejką do stolnicy. Plan mieliśmy z naciskiem na rozrywkę pro dziecięcą. Przed południem trafiliśmy na dinozaurowy plac zabaw. Dzieci się wyszalały a jak zbieraliśmy maluchy do wyjścia Lena zapytała, czy przyjedziemy tu kiedyś jeszcze i jeszcze i jeszcze. Po południu wylądowaliśmy na trawniku przed Och Teatrem na przedstawieniu "Pchła Szachrajka". Było świetnie. Lena zauroczona nie odzywała się przez całą godzinę z okładem, siedziała jak zaczarowana. Iwo natomiast próbował zasnąć, ale nagłośnienie, wesoła atmosfera całkowicie mu to uniemożliwiła. Zasnął zaraz po przedstawieniu.
W między czasie zjedliśmy obiad w knajpce i napiliśmy się kawy w kawiarni. Zjedliśmy kanapki zabrane z domu oraz pokrojonego w kostkę ananasa.

Teraz zdjęcia z sobotnich szaleństw na placu zabaw.
Jutro wrzucę zdjęcia z festynu, na którym byliśmy w niedzielę :)





















W restauracji, w której jedliśmy tego dnia obiad.... może bardziej taka knajpka to była niż restauracja... Lena zachowywała się koszmarnie. Tarmosiła się na kanapie, narzekała że jej niewygodnie, jęczała że jest głodna i nie mogła się doczekać jedzenia i robiła to ostentacyjnie, niegrzecznie... Kiedy jedzenie było już na stole, Lena doszła do wniosku, że ona jeść tego nie będzie, wypluwała i wyrażała swoją opinię o jedzeniu bardzo głośno i ostentacyjnie. Próbowaliśmy ją okiełznać i tłumaczyliśmy co wolno a czego nie wolno w miejscach publicznych. Lena po jakimś czasie powiedziała: "chcę już wrócić do domu... bo tam mogę się zachowywać tak jak chcę". No i mało nie parsknęłam śmiechem, ale powagę musiałam zachować.

Później rozmawialiśmy o tym z T, o tym że dzieci trzeba wszystkiego nauczyć. Tak jak kiedyś siusiania do nocnika tak teraz zachowania w miejscach publicznych.
Lena dziś podczas spaceru kilka razy wspominała, że teraz uczymy się zachowania w miejscach publicznych.
Niesamowite (po raz kolejny to odkrywam) jest to, jak szybko i łatwo Lena zapamiętuje jakieś okruchy naszych wypowiedzi usłyszane mimo naszych zabiegów by nie słyszała. A jak chce by coś zapamiętała muszę jej powtarzać 1000 razy a i tak ciągle mówi "daj" zamiast "poproszę" :)