Zrobiliśmy sobie tygodniowe wakacje od domu. Zapakowałam maluchy i siebie do pożyczonego, wielkiego plecaka, złożyłam na pół wózek i przemieszczaliśmy się pociągami w kierunku Dziadka Józia. Dzieci szczęśliwe, ja o dziwo nie umęczona tak jak mi się wydawało że będę po podróży z wielkim bagażem i dwójką dzieci, dziadek prawie płakał że już wyjeżdżamy i że tydzień minął tak szybko. Pogoda nam dopisała, było słonecznie i nie padało. Codziennie robiliśmy kilku godzinne spacery, kończące się zwykle w parku u kaczek lub na placach zabaw.
Tradycyjnie wróciliśmy z zapasem rajstop (w końcu Wola ma tu swój firmowy sklep i rajstopy są za bezcen) i butami na zimę dla maluchów. Niesamowite, ale co roku tam jeździmy i co roku udaje mi się kupić tam fajne buty dla dzieci. Tym razem było trudniej, bo trzeba było zapakować te buty i rajstopy do i tak pękającego w szwach plecaka. Ale udało się.
Wrzucam kilka zdjęć z karmienia kaczek i nie tylko. A właściwie więcej z nie tylko niż z samego karmienia kaczek :)
"Hej, Pani Kaczko, mam bułeczkę dla Ciebie" :)
Lena karmiła nie tylko kaczki :)
Lena pozuje podpierając stary dom... no tak, a nóż by się zawalił :))
Chwila zadumy :)
I po zadumie nie ma śladu :)
"Nie rób więcej zdjęć Mamo"
I znów kaczki i znów ich karmienie:
Pierwsze żółte liście. Jak byliśmy w tym parku dwa lata temu, o tej samej porze, na trawie była cała masa żółtych liści. W tym roku liści było jeszcze bardzo malutko. Oby to był zwiastun długiej i ciepłej jesieni :)
"no dobra, poprzytulajmy się jak tak bardzo chcesz" :)
Na huśtawce
A na zakończenie zdjęcie, na którym Lena ma minę, która mówi: no dobra, rób to zdjęcie jak tak chcesz.
Lena tak ma, nawet zdjęcia mogą być wtedy gdy ona tego chce a nie gdy ja. Na szczęście lubi być fotografowana a miny na NIE robi tylko wtedy gdy jest w nienajlepszym humorze.
* * *
Dziś Iwo zaniemógł i dostał kataru. Lubi spać bez przykrycia i tak to się kończy. A noce są coraz zimniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz