piątek, 12 czerwca 2009

Wakacje, wakacje i po wakacjach

Pojechaliśmy... i wróciliśmy.

Wyjeżdżając, nim wyjechaliśmy z Warszawy Lena wymiotowała. Trafiła do wiaderka (dzięki pani pielęgniarce z karetki wreszcie jest sposób na "oszczędzenie" ubrań). Dałam jej aviomarin i poszła spać.

Do Krynicy Morskiej dojechaliśmy na 1:30. Byliśmy umówieni na telefon z właścicielem kwatery. Zakwaterowaliśmy się o 2:00 w nocy. Lena jadła kanapki, które naszykowałam nam na drogę. Pewnie zasnęliśmy ok 3:00. Pospaliśmy do 7:00. Zjedliśmy resztę kanapek, rozpakowaliśmy torby i wyruszyliśmy na niedzielny spacer. Słoneczko miło świeciło. Wstąpiliśmy na poranne latte do nowo otwartej kawiarni.

Potem poszliśmy jeszcze na spacer plażą.

O 11:00 T wyjechał w drogę do Poznania a ja zostałam z dziećmi sama.

W poniedziałek pogoda nie była już taka słoneczna. Ale i tak spacerowaliśmy cały dzień. Popołudniu przyjechali dziadkowie.

Ogólnie pobyt dość monotonny. Spacery, spacery, spacery...

Pogoda dopisała tak na pół gwizdka. Było dość chłodno, wiał zimny wiatr z północy. Mimo słońca momentami było tak zimno, że dziękowałam swojej intuicji, że podpowiedziała mi by zabrać kurtki. Bez nich byśmy skończyli z zapaleniem płuc.

Ale fajnie było... odpoczęliśmy, zmieniliśmy otoczenie, zapomnieliśmy o codzienności.

Spacer z tatą:


Spacery po przystani jachtowej



Iwo się zamyślił... czyżby chciał zostać marynarzem?



Chcieliśmy wejść na latarnię morską, ale dzieci muszą mieć minimum 4 lata. Może następnym razem pokonamy razem te 150 schodków i 10 szczebelków drabiny.


A tak wyglądało plażowanie:






No to następne wakacje nad morzem za rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz