sobota, 27 czerwca 2009

Gdzie jest słońce?

Prognoza pogody na dziś i jutro mówiła o pięknej, słonecznej pogodzie. Pani Pogodynko, znów się Pani pomyliła. Od rana szaro, buro i siąpi. Niby ciepło, ale co to za pogoda, co?
Musiałam wyjść na szybko do bankomatu i nieźle nas przemoczyło.
Na szybko też kupiłam sweter Lenie. Jak jutro będzie chłodno to przecież nie wystąpi w sukni bez rękawów... kupiłam więc i zapłaciłam jak za psa - 60zł za sweterek. Rozbój w biały dzień.

Lena koniecznie sweterek musiała przymierzyć. Sukienka wyprasowana, sweterek jest, wszystko czeka na jutrzejszy dzień. Iwusiowe ubranko na chrzest też jest gotowe. Chrzestna jest w posiadaniu świecy i szatki, mam nadzieję że jej nie zapomni zabrać ze sobą ;). No to będziemy jutro świętować.

Mówię do Leny: - Lenusiu, jutro jest święto Iwusia. Przyjadą do niego goście. Jutro jest jego dzień.
Na co Lena: - Nie dzidzi, Nuni święto, Nuni goście, Nuni dzień.
:)

Zastanawia mnie jeszcze kwestia tego, czy Lena powinna stać razem z nami w kościele czy jednak powinna się nią zająć babcia, jedna albo druga. Nie wiem czy Lena będzie chciała być z babcią. Nie wiem czy nie fajniej by było jakby mogła być z nami w kościele. O ile myślę, że wytrzyma mszę w kościele o tyle boję się troszkę jak to będzie jak będziemy musieli podejść z Iwciem do ołtarza na polanie głowy wodą. Lena pewnie będzie chciała być blisko nas, za nic nie zostanie sama w ławce. Chyba jednak zrobimy tak, że Lena usiądzie z nami. A jakby się okazało, że nie daje rady wytrzymać to odprowadzę ją do babci, jednej lub drugiej.

Aaaa i mamy wreszcie pralkę. W tej chwili jest podłączona na pusto, ale właśnie piszczy że zakończyło się to pierwsze pranie. Idę więc wstawić pierwsze pranie na pełno :) Fajna jest... Lenie też się podoba bo ma misia :)

środa, 24 czerwca 2009

Gdzie jest lato?

Lato kalendarzowe przyszło ale aura za oknem wcale nie wskazuje na nadchodzące upały. A właściwie to ja upałów nie potrzebuję. Na dziś, chciałabym by w niedzielę było ładnie i ciepło bo będzie chrzest Iwcia. Wszystko już "naszykowane" - ubranko wisi w szafie, szatka i świeca do odebrania w piątek, w sobotę do odebrania tort.
Muszę jeszcze kupić sweterek dla Leny, bo nie ma takiego eleganckiego. I białą wstążkę, bo chciałabym by miała je we włosach.

Myślę, że będzie fajnie :)

Dziś Lena szalała w kałużach. Taplanie skończyło się klapnięciem pupą w błoto. Dobrze, że wzięłam spodnie na zmianę.

Iwuś ma od dziś 3 ząb, górną jedynkę. Czas zacząć szorować te białe perełki. Kupiłam już szczoteczkę. Dziś nie miałam siły go katować, był tak zmęczony że usnął przy jedzeniu i śpi nadal.

Fajnie jest być z dziećmi w domu.
To ciągłe pytanie Leny: "co to?", i "mama, co to" i tak sto razy. Dziś każdy mały kasztan, który leżał pod drzewem musiał być pokazany paluszkiem i nazwany "co to?, mama, co to?".
Ten figlarny śmiech Iwusia jak go całuję w brzuszek. I te przymrużone oczka, bo mama łaskocze.

Najtrudniej jest teraz z zachowaniem Leny wobec Iwusia. Lenusia szczypie, bije i poszturchuje. A Iwuś się jej boi. Ale też bardzo się cieszy na jej wygłupy, na jej zaczepki. Próbuję jakoś z tym walczyć, ale trudno mi idzie. Może samo przejdzie? Nie wiem... może poczytam coś w necie... czy to normalne?

W piątek będzie pralka. Nareszcie, bo brudy wyszły już z kosza na brudną bieliznę i powoli wychodzi z miski stojącej obok. Gdzie pójdzie?

Jutro fryzjer. Wyrwę się choć na chwilę z domu. Dzieci zostaną z tatą :) i pewnie będą się razem dobrze bawić :)

wtorek, 16 czerwca 2009

Pralka

Się zepsuła..
Tak po prostu...
Uprała w środę 3 prania, w czwartek 1 i miała uprać jeszcze 1 i nie dała rady. Zastrajkowała. Pokazywała że drzwi otwarte. A przecież były zamknięte, przecież widziałam. No ale uparciuch jeden nie chciał ustąpić. Wezwałam magika od pralek. Był dziś i sprawdził. No i szykuje się pożegnanie z naszą wysłużoną przyjaciółką, która od 8 lat prała nasze "brudy". Wiedziała o nas wszystko, ale musimy się pożegnać.
Naprawa kosztowałaby 1000 zł razem z robocizną.

Kurcze no.
Dobrze nam służyła, bo 8 lat bez jednej naprawy to osiągnięcie. Ale jak pomyślę jak my ją przepchniemy przez nasze kręcone schody... rozłożymy schody na części?... a jak wepchniemy tam nową? Bo starą to rozłożyć na części jeszcze można :))))

No to jakbyśmy nie mieli na co kasy wydawać ... wrrrr....

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Dobre rady

Dzień dziś zaczął się ... normalnie. Najpierw Iwo obudził się gdy za oknami było jeszcze granatowo i za nic nie chciał usnąć. W końcu postanowiłam odpuścić mu "odsmoczanie" i usnął natychmiast. Za chwilę do sypialni wparowała Lena, ciągnąc za sobą królika owiniętego w niebieski, puchaty koc, pochlipywała... a właściwie płakała już całkiem głośno. Szybką interwencją udało mi się zapobiedz obudzeniu Iwusia. Poszłam do Leny, poprzytulałam, położyłam i pospałyśmy razem do 6.00. No a potem zaczęliśmy dzień.

Na spacer wybraliśmy się ok 10.00. Iwo szybko zasnął a ja z Leną poszłyśmy na nasz piaseczyński bazarek, bo dziadek obiecał Lenusi nowy wózek dla lalek. No i pojechałyśmy wybrać. Kupiłyśmy dla lalek gondolę. Lena dumnie wyjechała ze sklepu swoim nowym wózkiem, wioząc z dumą lalę. Wyjechałyśmy ze sklepu... ujechałyśmy niewielki odcinek drogi gdy Lena nagle zaczęła protestować. Chciała jednocześnie prowadzić wózek dla lalek i trzymać mamę za rękę... i jeszcze chętnie sama by usiadła w wózku. Krzyczała, ryczała, zalewała się łzami, wrzeszczała i tupała nogami. Wściek totalny. Próbowałam przeczekać, bo tłumaczenie nic nie daje.
1 pomocna dłoń - słowa skierowane do Leny: "choć pójdziesz z nami, my Cię zabierzemy" i porozumiewawcze oczko do mnie (matko, skąd w kobiecie takie pomysły wychowawcze?)
2 pomocna dłoń - starszy pan do mnie "to trzeba przeczekać"
3 pomocna dłoń - starszy pan do Leny "oj, co tak cicho krzyczysz, pokrzycz głośniej" (jak twierdził, takie teksty działały na jego wnuczkę więc i tu morze podziałają)
4 pomocna dłoń - pani pracująca w pasmanterii obok, wyszła do mnie i powiedziała "pani się nie przejmuje, niech jej pani da na noc lub rano kilka kropelek na uspokojenie. Od razu jej minie. Ja miałam taką córkę.

Niesamowite jak ludzie chcą nieść pomoc innym ;)

Teraz wózek z lalą stoi tuż przy łóżku Leny. Tak by tuż po przebudzeniu mogła sprawdzić, czy lala też się już wyspała. :)

piątek, 12 czerwca 2009

Chrzciny

Za dwa tygodnie uroczystość rodzinna - chrzciny Iwusia.
Dziś byłam z dzieciakami w parafii i najpierw odbyłam rozmowę z księdzem. Pouczył mnie, że musimy się starać bardzo mocno by należycie wychować dziecko w wierze... bo przecież nie mamy ślubu kościelnego, więc nam trudniej będzie. Później termin został "zaklepany", czyli zostaliśmy wpisani do księgi chrzcielnej.
Chrzest 28 czerwca o 13.00. Potem obiad w restauracji "Karuzela", tam gdzie był obiad po chrzcie Leny.

No to teraz jeszcze muszę dokończyć zakupy ubrankowe dla Iwcia. I dla Leny ładny sweterek muszę kupić, bo suknię na chrzest brata już ma :)

Wakacje, wakacje i po wakacjach

Pojechaliśmy... i wróciliśmy.

Wyjeżdżając, nim wyjechaliśmy z Warszawy Lena wymiotowała. Trafiła do wiaderka (dzięki pani pielęgniarce z karetki wreszcie jest sposób na "oszczędzenie" ubrań). Dałam jej aviomarin i poszła spać.

Do Krynicy Morskiej dojechaliśmy na 1:30. Byliśmy umówieni na telefon z właścicielem kwatery. Zakwaterowaliśmy się o 2:00 w nocy. Lena jadła kanapki, które naszykowałam nam na drogę. Pewnie zasnęliśmy ok 3:00. Pospaliśmy do 7:00. Zjedliśmy resztę kanapek, rozpakowaliśmy torby i wyruszyliśmy na niedzielny spacer. Słoneczko miło świeciło. Wstąpiliśmy na poranne latte do nowo otwartej kawiarni.

Potem poszliśmy jeszcze na spacer plażą.

O 11:00 T wyjechał w drogę do Poznania a ja zostałam z dziećmi sama.

W poniedziałek pogoda nie była już taka słoneczna. Ale i tak spacerowaliśmy cały dzień. Popołudniu przyjechali dziadkowie.

Ogólnie pobyt dość monotonny. Spacery, spacery, spacery...

Pogoda dopisała tak na pół gwizdka. Było dość chłodno, wiał zimny wiatr z północy. Mimo słońca momentami było tak zimno, że dziękowałam swojej intuicji, że podpowiedziała mi by zabrać kurtki. Bez nich byśmy skończyli z zapaleniem płuc.

Ale fajnie było... odpoczęliśmy, zmieniliśmy otoczenie, zapomnieliśmy o codzienności.

Spacer z tatą:


Spacery po przystani jachtowej



Iwo się zamyślił... czyżby chciał zostać marynarzem?



Chcieliśmy wejść na latarnię morską, ale dzieci muszą mieć minimum 4 lata. Może następnym razem pokonamy razem te 150 schodków i 10 szczebelków drabiny.


A tak wyglądało plażowanie:






No to następne wakacje nad morzem za rok.