czwartek, 16 grudnia 2010

Znajomości

Nie jesteśmy ludźmi, którzy lubią "załatwiać" cokolwiek po znajomości. Jesteśmy ostatnimi, którzy wykonują telefon do "przyjaciela" prosząc o przysługę.
Tym razem zadzwoniliśmy. T zadzwonił.

Nie mieliśmy wyjścia.
Gdyby nie ten jeden telefon sprzedaż mieszkania mogłaby nie dojść do skutku.

Jeden telefon wystarczył by coś, co nie było do wykonania przez 2 tygodnie, zostało zrobione w ciągu 1 dnia. A w ciągu kolejnych 2 dni zostało zrobione coś, co pewnie nie byłoby zrobione przez kolejne 2 tygodnie... gdyby nie ten jeden tel do "znajomego z Banku".

W naszym życiu znów potwierdziło się to, w co oboje z T bardzo wierzymy - Przeznaczenie.
Przeznaczenie spowodowało, że miesiąc temu spotkaliśmy na swojej drodze "znajomego z Banku". Mam nadzieję, że kiedyś będziemy się mogli jakoś odwdzięczyć za okazane wsparcie w papierkowej procedurze. Dziś po prostu podziękowaliśmy słodkim podarunkiem.

A teraz ... dzieci śpią, T drzemie na kanapie a ja pójdę poszukać barwników spożywczych. Jutro zaplanowałam pieczenie pierników. W sobotę chciałam byśmy je polukrowali. Miały być to piernikowi Święci Mikołajowie. Ale mam sklerozę ... starczą sklerozę... za nic nie mogę znaleźć barwników spożywczych, które używałam w październiku do tortu Iwusia.
Nie mogę znaleźć.
Może wyrzuciłam?
Cóż to będą za Mikołajowie bez czerwonej czapki?

Ech... najwyżej zrobimy białe bałwanki, do nich potrzebny jest lukier bez barwników ... o rany, rany...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz