Trawy w ogrodzie jak na lekarstwo. Ale jak popada deszcz a potem pogrzeje słonko, to nawet ta minimalna ilość potrafi się rozbujać. W środę T wyciągnął kosiarkę i przywrócił ład i porządek na podwórku.
Tylko nie wiem co go podkusiło i zdjął pojemnik na trawę z kosiarki. Oznaczało to, że trzeba wyciągnąć z garażu grabie i usunąć tę małą ilość siana.
Ja grabiłam a dzieci rozrzucały. Lena usiadła w sianie i czekała aż zrobię jej zdjęcia:
Tu Lena wygląda jak siedem nieszczęść, ale zapewniam, że nie siedziała na kupie siana za karę:
A potem zbieraliśmy mirabelki. Rośnie sobie w ogrodzie mirabelkowe drzewo. Owoców niewiele, co z nich zrobić... chyba będzie kompocik:
* * *
Wychodzimy do miasta. T pyta Leny, czy mu coś kupi fajnego. Lena oczywiście przytakuje.
Jednym z odwiedzanych miejsc była cukiernia. Dzieci wybrały sobie po jednej kulce lodów (dla Leny oczywiście w kolorze różowym), a ja kupiłam kilka jagodzianek w wersji mini.
Za jakiś czas Lena mówi:
"Mamo, musimy coś kupić tatusiowi. Może kupimy mu piżamy?"
Ja:
"Kupiłam tatusiowi jagodzianki. ..... A tatuś prosił byś kupiła mu piżamy?"
Lena patrzy się na mnie, myśli, myśli i mówi:
"A tatuś prosił żebyś kupiła mu jagodzianki?"
No kurcze, nie prosił o jagodzianki. Prosił o COŚ. To w gruncie rzeczy piżamy też mogłyby być :))))
dzieci i ich spostrzegawczość i pamiętliwość. Zawsze nas zagną.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam