czwartek, 30 czerwca 2011

Młodzi duchem

Młodzi duchem jesteśmy, mimo upływającego czasu.

Świętowanie urodzin jest przyjemne, choć dziwnie się człowiek czuje, gdy nagle zmienia się z trzydziestoparolatka na czterdziestolatka. Kiedyś "czterdziestolatek" wydawał mi się .... hmmm... wiekowym panem by nie nazwać tego inaczej... Dziś czterdziestolatek do fajny facet, młody tata moich dzieci, niesamowity człowiek z którym przyszło mi dzielić życie.

O 9:30 przyjechali moi rodzice z tortem, z zaskoczenia więc niektórzy byli jeszcze w mało wyjściowych strojach :) Ale było dmuchanie świeczek...





A ok. 10:00 zaskoczył nas dzwonek domofonu przy furtce. Okazało się, że za pomocą Poczty Kwiatowej przyjechał wraz z życzeniami przepiękny bukiet kwiatów od Mamy T.








Cały dzień spędziliśmy bez dzieci, na wychodnym. Było fajnie, było inaczej choć jakimś dziwnym trafem dużo rozmów dryfowało w kierunku Maluchów.

Wieczorem wylądowaliśmy w Teatrze Powszechnym na sztuce "Espresso". Mnie się podobało, choć sztuka do łatwych nie należała. T był rozczarowany. Ja uważam, że mimo wszystko warto się wybrać. Mnie totalnie rozbiła wewnętrznie, trzy razy byłam bliska łez, by ostatecznie rozpłakać się z byle powodu w aucie w drodze powrotnej.
I niech się nikt nie pyta "dlaczego", bo powiem szczerze, że sama tego nie wiem :)))


wtorek, 28 czerwca 2011

Urodziny Taty

Dziś są urodziny Taty. Wyjątkowe. Okrągłe.
Wczoraj Lena narysowała dla Taty laurkę, naszykowała ją sobie koło poduszki by móc ją rano wręczyć. Wczoraj tylko szepnęła do Taty na uszko:
"Tatuś, jutro są Twoje urodziny. Mam dla Ciebie niespodziankę. Jest w moim pokoju. Nie wchodź tam."

Rano był szampan i czekolada w łóżku. Dzieci jadły czekoladę na śniadanie... o zgrozo... a my piliśmy zimnego szampana... tfuu, tfuuu.... wino musujące prosto z Mołdawii. Pyszne.

Potem było wyszukane śniadanie, już nie w łóżku, bo baliśmy się jak ono będzie wyglądało po jedzeniu przez Iwusia i Lenkę, przy stole w jadalni.

Teraz Tatuś kończy rzeczy pracowe, ja idę ogarniać dom. O 10:00 do dzieci przyjeżdża babcia z dziadkiem a my mamy urodzinowe wychodne aż do wieczora... aż do nocy. O 20:00 sztuka w Teatrze Powszechnym a po spektaklu spotkanie z autorką.

niedziela, 26 czerwca 2011

Warszawa

Znów wolny dzień zakończył się wycieczką do Warszawy. Po przeprowadzce często jeździmy do stolicy. Mamy łatwiejszy dojazd, a droga do pociągu zajmuje nam 5 minut spacerkiem.

Koszmarnie bolała mnie głowa. W efekcie mało zdjęć powstało. Dzieci bawiły się świetnie i były bardzo grzeczne. Zresztą Lena tak ma - na wycieczkach dziecko anioł, odważna, śmiała, uśmiechnięta, wesoła, współpracująca W domu dziewczynka z fochem. Iwo natomiast za nic nie chce chodzić. Wczoraj pokonał niemoc nóżek dopiero w drodze powrotnej - bo był prawie bieg przez Dworzec Centralny by zdążyć na kolejkę. I jeszcze Tatę poganiał :) Naprawdę był dzielny.

Wczorajsza pogoda była szalona. Mieliśmy w wózku zapakowane dwie parasolki i folię do wózka. Chmury deszczowe przychodziły i odchodziły w niesamowitym tempie. Deszczyk ulewny zostawiający kałuże trwał 5 minut, do tego silny i lodowaty wiatr. Za chwilę ostre słońce i gorąco. Nie zliczę ile razy zdejmowałam i zakładałam dodatkowe ubrania dzieciom i sobie. Lena rozbierała się sama, Iwo patrzył na Lenę i domagał się rozebrania. Deszcze pojawiał się nagle i nagle znikał, padał od razu bardzo intensywnie więc nie zawsze zdążyliśmy znaleźć bramę czy po prostu wyciągnąć parasolki.

Ale było fajnie.















 Urok osobisty Iwusia sprawił, że dostał od Pań w kawiarni kubeczek bitej śmietany polanej polewą karmelową :)










piątek, 24 czerwca 2011

Karmiliśmy kaczki

Wybraliśmy się dziś na spacer z torbą pełną lekko czerstwego chleba, dla kaczek. Przed wyjściem wpadłam na pomysł, by chlebek pociąć w kosteczkę. Skończyło się skaleczeniem palca, na szczęście mojego własnego. Przeżyję. Umknęło mi, że wczoraj naostrzyłam nóż .... brrrr.....

Kaczki karmiliśmy na niedawno odkrytym stawie. Ładny, duży staw a na nim dużo kaczuszek. Starszych, młodszych... ślicznych.

Pogoda była trudna do przewidzenia. Były krótkie rękawki, były kurtki, były parasolki. Wszystko zmieniało się tempie błyskawicznym. Parasolek nawet nie wyciągaliśmy, po prostu stawaliśmy pod drzewami.


















wtorek, 21 czerwca 2011

Wspólne zabawy

Lena i Iwo coraz częściej i coraz chętniej bawią się ze sobą w różne wymyślone przez samych siebie zabawy.
Ostatnio słyszę dialog:
L: - Iwciu Ty będziesz strażakiem.
Iwo nic nie mówi.
L: - Iwciu, będziesz strażakiem?
Iwo nic nie mówi.
L: - Iwciu, to ja będę strażakiem a Ty będziesz księżniczką... będę Cię ratować.
I protest Iwcia:
I: - Ja będę strażakiem.
L: - To ratuj mnie

:))))

*  *  *

Dziś Lena poparzyła sobie paluszek, bo dotknęła żarówki w nocnej lampce. Pytamy się:
Lenko, jak to się stało?
A Lena na to:
Iwo mi kazał.

piątek, 17 czerwca 2011

Iwo i Lena na Festynie z okazji Dnia Dziecka

To był pierwszy festyn w nowych okolicach. Było koszmarnie gorąco, ale że wszystkie dmuchane atrakcje fundowało miasto, wszędzie były kolejki. Niestety Lena, fanatyczna miłośniczka dmuchanych zjeżdżalni za żadne skarby nie chciała odpuścić. Stałyśmy we dwie w długiej kolejce ponad pół godziny tylko po to by Lena mogła pozjeżdżać przez minut 5 ... no może 8.

Chciała zjechać jak najwięcej razy, więc śmigała jak gazela po dmuchanej drabince.

Uśmiech z buziaka nie schodził. A na pytanie czy warto było tyle stać oczywiście odpowiedź musiała być jedna - warto!!!

Malowanie buziaka (Iwo nie chciał)














Czekanie w kolejce trochę się dłużyło, więc Lena liczyła kamyczki :)


A potem było szaleństwo na rozgrzanej do czerwoności zjeżdżalni :)









Iwo uprosił tatę i każde dziecko dostało swojego balona - Lena różowego kota a Iwo niebieski motor :)






A na koniec chłodziliśmy się lodami


Było fajnie, ale bardzo męcząco przez ten żar z nieba.



piątek, 10 czerwca 2011

Gaduła

Iwo z dnia na dzień gada coraz więcej. Gaduła, która stara się przegadać siostrę. I jedno mówi przez drugie, jedno drugie próbuje przekrzyczeć, jedno i drugie chce opowiedzieć COŚ jednocześnie. Muszę wyznaczać kolejność:

"Słucham Iwciu, co chcesz mi opowiedzieć?"... "Lenko, Iwcio mówi pierwszy a Ty opowiesz mi za chwilę"... "Słucham Iwciu...".... mhmmmm "Lenko, a jak Ty mi opowiesz to co się wydarzyło"...mhmmm.... "Iwciu, teraz Lenka mówi, jak skończy będziesz mógł dopowiedzieć".... mhmmm.... "Iwciu, zaczekaj chwilę"....

I tak z każdą sytuacją, którą chcą mi opowiedzieć oboje.

Ale jest wesoło, śmiesznie, zabawnie i rozbrajająco. Pewnie niepowtarzalnie. :)

Ostatnio Iwo podłapał od Leny i ciągle stara się włączyć w kontekst wypowiedzi słowo "robota". I jest tak - maluje kredkami i mówi "mam duzio joboty, Lenuś".... Lena nie reaguje więc Iwo głośniej (a Lena siedzi obok i też maluje) "Lenuś, mam duzio joboty, wieś?"... Buduje z klocków, ogląda bajki, bawi się autkami i na moje wołanie odkrzykuje: "nie mogę mamuś, mam duzio joboty" :)))

A dziś dodatkowo mnie rozbawił do łez. Zrobił kupkę na nocnik i woła mnie bym wytarła mu pupę:
"eeeejjj, zjobiłem kupke, mamo Asia"
Co za złożone zdanie :)))) i to mamo Asia na końcu.... fajne to było.

Poza tym mam zaległości w obrabianiu zdjęć, bo mi T komputer na całe dnie zabiera... bo jego się rozkrzaczył i jest w naprawie. Wiec kicha....

I zrobiło się zimno... z 33 stopni nagle dziś rano zrobiło się ...14.

wtorek, 7 czerwca 2011

Konik w nagrodę

Skąd w małym dziecku tyle przebiegłości?
Jednym Konikiem nie nauczę przekupstwa... mam nadzieję :)

Konik ostatecznie trafił do rąk Lenki, po tygodniu oczekiwania i świetnego zachowania. Były momenty trudne i pełne napięć, ale szybko mijały na hasło "konik"... ewentualnie na trzecie powtórzenie hasła "konik". Ale działało. Najgorszym dniem była środa, bo nic nie działało a Lena urządziła sobie dzień histeryka.
Podsumowując 6:1 na korzyść uśmiechniętej Leny.

Konik wzbudził dziką radość i ogromną satysfakcję.

Szkoda jednak, że magia konika i uśmiechnięta dziewczynka odeszły w zapomnienie jak za dotknięciem zaczarowanego kopytka. I teraz Lena pertraktuje "chomika" na którego ja się nie zgadzam. ;) Trudno, pocierpię i jakoś zniosę całodniowe jęczenie. Moja kieszeń a tym bardziej kieszeń taty nie zniesie co tygodniowych zachcianek córeczki :))

Wniosków mam kilka:
- jeśli dobrze zmotywuję Lenę, jestem w stanie sprawić by częściej się uśmiechała
- moje dziecko jest przebiegłe i przekupne
- nawet czterolatek jest w stanie sobie wykombinować, że aby osiągnąć wymierną korzyść, trzeba się odrobinę poświęcić.

*  *  *

Wczoraj, w drodze na pocztę Lena pokazała mi jak pięknie potrafi manipulować otoczeniem.

Otoczenie to ja :).

Płacz, wrzask, łzy jak grochy a potem zawodzenie oczywiście o wszystko - o to że spodnie uwierają w pasie, o to że kapelusz spada na wietrze, o to że gorąco, o to że słońce świeci... W końcu nie wytrzymałam i po 20 minutach wysłuchiwania tego wszystkiego powiedziałam:

"Lena, miałam w planie w drodze powrotnej z poczty, kupić Tobie i Iwciowi loda. Twoje zachowanie jednak sprawia, że my z Iwciem będziemy jeść lody a Ty nie, bo takie zachowanie zasługuje na karę a nie na nagrodę. Jeśli nadal będziesz tak ryczeć i wrzeszczeć, to lodów Ci nie kupię"

Co zrobiła Lena?

Oczywiście natychmiast się uśmiechnęła, chusteczką wytarła buzię mokrą od łez i nie tylko od łez i nagle spodnie już nie uciskały... i dodatkowo poprosiła, byśmy przeszli do cienia bo w słońcu jest gorąco.
Cóż, przebiegła bestia, maniupulatorka... wie czego chce i wie jak to osiągnąć.

*  *  *

Byłam dziś u fryzjera, dzieci zostały w domu z tatą.
Reakcja Leny po jakichś 30 minutach od mojego powrotu:

"Mamusiu, gdzie byłaś? Dziwnie wyglądasz. Jak strach na wróble albo czarownica"

O masz Ci los, a ja byłam przekonana patrząc na siebie w lustrze, że wreszcie wyglądam jak człowiek :)))

*  *  *

Wspólne przytulanki: