środa, 11 stycznia 2012

Przedszkole

9 styczeń 2012 - pierwszy dzień w przedszkolu

Dzieci do przedszkola idą chętnie. Zamiar był taki, że zostaną do leżakowania a potem ich odbiorę. Po dotarciu na miejsce okazało się, że na ten dzień zaplanowana jest wizyta teatrzyku dla dzieci. Pani dyrektor zaproponowała, żebyśmy dzieci zostawili dłużej jednak bo teatrzyk o 15:00 albo bym je odebrała a potem przyprowadziła jeszcze raz.
Postanowiliśmy zaryzykować i dzieci zostały aż do 16:00 w przedszkolu.
Wyszły uradowane, szczęśliwe, jedno przez drugie opowiadały co w przedszkolu było, jak się bawili, co jedli i że jutro też chcą iść.

Samo pożegnanie - Lena uśmiech od ucha do ucha, Iwo krokodyle łzy. Płacz ponoć trwa 3 minuty.

Wieczorem naszykowaliśmy podusie i kocyki na leżakowanie.

Takim oto sposobem mój plan stopniowej adaptacji przestał mieć jakiekolwiek racje bytu. Dzieci od razu zostały na cały dzień w przedszkolu. Widać, że im się podoba.

Iwo opowiadał, co jadł na obiad a Lena jakimi zabawkami się bawiła.
Oboje pokazywali jak tańczyli i co śpiewali.

10 stycznia 2012 - drugi dzień w przedszkolu

Wieczorem dzieci dopytywały, czy na pewno jutro idą do przedszkola. Lena od rana w skowronkach. Iwo też, ale z dystansem. Kiedy naszykowałam kurtki do ubrania Iwo oświadczył, że on nie idzie on zostaje w domu z tatą. 
Udało nam się go przekonać do ubrania i razem z T odprowadziliśmy dzieci do przedszkola. Po drodze dzieci cieszyły się, że idą do przedszkola, ale pożegnanie znów było ze łzami i płaczem u Iwo i z mega uśmiechem u Leny.
Dzieci z przedszkola wróciły z naklejkami "Jestem dzielny" a medale (jak je nazwał Iwo) dostali za czynne uczestniczenie w śpiewaniu, tańczeniu i wszystkich innych zabawach proponowanych przez panie/ciocie.
W przedszkolu trwają przygotowania do Dnia Babci i Dziadka w związku z czym dzieci chodzą po domu i śpiewają piosenki :)

11 stycznia 2012 - trzeci dzień w przedszkolu

Dziś dzieci odprowadzałam do przedszkola sama, bo T pojechał pociągiem w podróż zanim jeszcze wstał dzień. Jakoś za mało mam czasu, jak muszę dwójkę dzieci sama do przedszkola wyprawić i doszłam do wniosku, że jakbym miała dziś iść do pracy to jak nic bym się spóźniła. Wniosek - jak jestem sama rano i muszę dzieci do przedszkola wyprawić, muszę wstawać wcześniej jakieś pół godziny.
Wychodzenie z domu przebiegło entuzjastycznie.
Cała droga była radosna, rozgadana. Iwo znalazł kija i sobie go niósł. W pewnym momencie Lena, która trzymała mnie za prawą rękę pyta Iwcia, którzy szedł i trzymał się mojej lewej ręki: 
- Iwciu, nie będziesz dziś płakał w przedszkolu?
Iwo:
- Nie, bo mama odprowadza dzieci do przedszkola, dzieci się tam bawią, a potem mama dzieci z przedszkola odbiera. :)))
A potem jeszcze dodał:
- Wiesz mamo, nie będę się bać bo powiedziałem Lence na ucho żeby mnie pilnowała :)))
A Lena na to:
- Powiedziałam, Iwciowi że nie ma się czego bać bo w przedszkolu są zamknięte okna i drzwi i on nie zginie :))

Pożegnanie jakże inne niż wczoraj. Iwo delikatnie się uśmiechnął nieśmiało spuszczając głowę. Wzięli się z Leną za rączkę i poszli do sali a Pani poszła za nimi :)) 
Och jak miło się patrzy na takie dzieci, które lubią swoje przedszkole.

A to nasza wczorajsza droga do przedszkola:



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz