No i się porobiło...
T wyjechał a w domu zrobiło się jedno wielkie pobojowisko. Lena choruje od tygodnia. Pierwszy raz zagorączkowała w niedzielę wieczorem. Minął tydzień a ona nadal gorączkuje. Już prawie nie ma kaszlu (tylko suchy), już prawie nie ma kataru (od czasu do czasu mokro pod nosem) a gorączka nadal jest.
W piątek zagorączkował Iwo. Katar, kaszel i gorączka. Wszystko to co miała Lena...
Lena gorączkuje obecnie co 12 godzin, Iwo co 5.
No a w sobotę gorączki dostałam Ja. I też mam ją co 5 godzin. REWELACJA!!!
Szpital w domu.
Dobrze, że T wyjechał, może uniknie chorowania.
Wczoraj i dziś byli dziadkowie i bardzo nam pomagali. Mama narobiła gołąbków, nie będę się musiała martwić o obiady dla dzieci. Jak nie będę miała siły po prostu odmrożę gołąbki. Raz podam z ryżem, raz z ziemniakami a raz z makaronem. Będzie różnorodnie.
Mama twierdzi, że jakbym nie dawała rady sama, to ona weźmie wolne i przyjedzie. Zobaczymy czy nadal tak będzie mówiła jak rzeczywiście poproszę o pomoc.
Matko, chciałabym by Lena przestała wreszcie gorączkować.
Jak będzie miała wysoką temperaturę jutro nas czeka pobieranie krwi z oznaczeniem CRP. Nie wiem jak ja to zorganizuję - Lena z gorączką, Iwo z gorączką a ja pchająca wózek... też z gorączką. Zobaczymy... będę się modlić by wreszcie gorączka ustąpiła.
Jestem wykończona psychicznie. Ale nie mam możliwości się poddać. Muszę walczyć do końca. T wraca w poniedziałek za tydzień i muszę dotrwać.
Biedne dzieciaki. Biedna ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz