sobota, 3 października 2009

Znów w domu

Wróciliśmy w poniedziałek, 28 września. Było fajnie, może dlatego że nie nastawiałam się na dużo. W zeszłym roku miałam szczytny cel "zbliżenia wnuczki do dziadków", w tym pozostawiłam sprawy samym sobie. Dziadkowie świetnie radzili sobie z wnukami, a ja byłam wyluzowana. Świetnie się to sprawdziło. A może w zeszłym roku było inaczej, bo ciążowe hormony nie pozwalały mi wyluzować...

Podróż w tamtą stronę odbyłyśmy z Leną pociągiem. Jakimś cudem udało nam się dojechać do dworca Centralnego w Warszawie bez efektów specjalnych. Byłyśmy 15 minut przed odjazdem pociągu a musiałyśmy jeszcze dojść do Hali Głównej, odstać w kolejce, kupić bilet i znaleźć peron. Udało się wszystko. Zjechałyśmy ruchomymi schodami na peron a pociąg już stał i na nas czekał. Zajęłyśmy miejsca i rozkoszowałyśmy się komfortem - 1 pan i my w całym przedziale. Lena była podekscytowana nową formą podróży, a ja zestresowana czy uda się bez mdłości i wymiotów. Udało się. Lena jadła, wyglądała przez okno, czytała książeczki, rozmawiała ze mną i z lalą a na koniec ucięła sobie drzemkę.

Sama Zduńska Wola bardzo się zmieniła przez ten rok. Powstało wiele nowych, fajnych placów zabaw, na których spędzałyśmy całe dnie. Otworzyły się nowe sklepy bez koszmarnych schodów - wąskich i wysokich, których za nic nie można pokonać wózkiem, a tym bardziej podwójnym.

Wychodziliśmy z mieszkania dziadka ok 10.00 i szłyśmy na plac zabaw, do parku lub połazić po sklepach. O 13.00 byłyśmy umówione na obiad u babci. Po obiedzie Lena i Iwo najczęściej ucinali sobie drzemki. Po drzemce coś przekąszali (albo nie) i ok 16.00 ruszaliśmy w drogę powrotną do dziadka, zahaczając oczywiście o place zabaw lub park.

Zduńska Wola to nie tak daleko od Warszawy. A jednak różnice, które bardzo rzuciły mi się w oczy nie pozwoliłyby mi się tam osiedlić na stałe:

1. ludzie na ulicach się nie uśmiechają. Wyglądają jakby szli na pogrzeb lub z niego wracali. Lena, która od niedawna uśmiecha się do ludzi, próbowała się uśmiechać ale nikt jej na uśmiechy nie odpowiadał... Przygnębiające.

2. matki nie rozmawiają ze swoimi dziećmi, dzieci nie zadają pytań swoim matkom. Wyglądałam jak dziwoląg, bo opowiadałam Lenie o kaczkach, łabędziach, o kamieniach... o wszystkim. Tam mamy pchają wózek i milczą. Dzieci też. Znów pogrzeb...

3. w piaskownicy nikt nikomu nie pożycza zabawek, a dzieci pilnują swoich i prawie warczą jak się chce je ruszyć. Ja byłam zszokowana, a Lena nie mogła zrozumieć że dziewczynka nie chce jej pożyczyć łopatki mimo, że miała 3. Zlazłam pół miasta by znaleźć wiaderko i łopatkę. Chciałam kupić ale wrzesień to już nie sezon i trudno było znaleźć. Udało się na szczęście, bo chyba bym musiała na plac zabaw dawać Lenie łyżkę i rondel dziadka ;)

4. kierowca prędzej przejedzie przechodnia na przejściu dla pieszych niż się przed przejściem zatrzyma... Czekałam aż ktoś inny wtargnie na przejście i się dołączałam. Sama nie miałam odwagi wejść na jezdnię...

5. wszyscy mówią "huźdawka" i "huźdać" - początkowo myślałam że to przejęzyczenie, ale tam wszyscy tak mówią :))

Wracaliśmy również pociągiem, tym razem dwoma. Zdecydowałyśmy się na przesiadkę w Warszawie na pociąg do Piaseczna. Było świetnie.

No a teraz od środy borykamy się z karatami, kaszlami. Oby minęło szybko bo w nadchodzącym tygodniu czekają nas 2 imprezy urodzinowe. Iwo kończy rok - kiedy to zleciało. Nie mamy jeszcze prezentu dla niego.

Iwo, taki maluch rok temu, za tydzień kończy rok. Niesamowite jak ten czas leci. Iwo jeszcze nie chodzi ale staje przy wszystkim, powoli próbuje przesuwać nóżki trzymając się kanapy. A od kilku dni trenuje stanie bez trzymanki.

Lena natomiast ma fazę na "nie chcę" i strasznie trudno się z nią porozumieć. Oby szybko minęło bo trudno jest... tak.... trudno.... czasami jest koszmarnie. No ale z dnia na dzień widzę, że jest lepiej tak więc chyba wychodzimy na prostą. Już nie ma tyle bicia i tyle drapania. Choć ostatnio Lena obiecała, że nie będzie już biła brata, nie będzie go drapała, bo tak bardzo chciała dostać lizaka jak byłyśmy w sklepie. No i o obietnicy pamiętała przez 2 godziny... jak wróciliśmy do domu walka terytorialna zaczęła się od nowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz