niedziela, 13 grudnia 2009

Wolny dzień

Wczorajszy dzień był przygotowywaną od miesiąca niespodzianką.
Dzień wcześniej, czyli w piątek rano, dowiedział się że w sobotę będzie miał dzień niespodzianek i tyle. Musiałam mu powiedzieć wcześniej, coby sobie soboty nie zaplanował beze mnie :)
W piątek wieczorem z wielkim rozmachem zleciałam ze schodów. Bolało okrutnie, ale przecież w sobotę miał być wyjątkowy dzień i nie mogłam tego zaprzepaścić. Najwyżej będę utykała. Utykałam na jedną nogę do wieczora. Nocą nie mogłam spać na prawym boku, bo bolało strasznie. Ale rano jakoś się otrząsnęłam i daliśmy radę zrealizować plan.

O 10:00 przyjechali moi rodzice do dzieci. Oni wyszli na spacer a my zapakowaliśmy się do auta i najpierw podjechaliśmy do galerii Tradycja celem zakupienia wianka na drzwi. Trudno, w tym roku nie robiłam własnoręcznego. Za dużo musiałabym jodły kupić i co potem z nią robić... szkoda wyrzucić. Kupiliśmy wianuszek z szyszek i jabłuszek, a oprócz tego ślicznego aniołka dla mojej mamy (za opiekę nad dzieciaczkami), i jeszcze kadzielnicę i 4 rodzaje ziół do kadzenia.

O 11:00 byliśmy w Galerii Mokotów. W planie był zakup swetra do koszul dla T (poprzedni się uroczo sfilcowałam nastawiając zbyt wysoką temperaturę prania... i teraz nadaje się na dużego misia Leny ). Oprócz swetra kupiliśmy fajną kurtkę na zimę i pasek do spodni. T zachwycony zakupami. Zakupy zakończyliśmy kawą w Coffe Heaven.

O 12:30 podjechaliśmy w okolice Placu Konstytucji. Aut co nie miara i za nic nie mogliśmy znaleźć miejsca do zaparkowania. Ostatecznie mieliśmy niezły spacer spod Ambasady Królestwa Norwegii aż do Teatru Polonia.

O 13:00 rozpoczął się spektakl "Grube Ryby" z Cezarym Żakiem, Arturem Barcisiem, Ignacym Gogolewskim i kilkoma innymi gwiazdami polskiego teatru. Sztuka trwała 2 godziny. Świetnie się bawiliśmy. Teatr wypełniony po brzegi, ale mimo że sztuka była komediowa publiczność zachowywała się na najwyższym poziomie kultury. A już spotkaliśmy się z rozmowami przez telefon na widowni, podczas trwania spektaklu (teatr Kwadrat) i szeleszczeniem papierków z orzeszkami (teatr Komedia).

Ubawieni i zrelaksowani zjedliśmy obiad w Lokancie, restauracji tureckiej przy Nowogrodzkiej. Często tam bywaliśmy w czasach przeddzieciowych. Poszliśmy tam troszkę z sentymentu. Niestety wpadek było tyle, że w naszych oczach restauracja zamieniła się w miedzyczasie w bar turecki. Postanowiliśmy tym obiadem zakończyć nasze chodzenie do TEGO lokalu.

Po obiedzie... mieliśmy troszkę czasu, bo umówiliśmy się z dziadkami na powrót w okolicach 18:00.... wybraliśmy się w podróż do domu na "okretkę". Przy tym "okręcaniu" przyszło nam do głowy, że Iwo potrzebowałby ciut cieplejszej kurtki a Lena butów. I podjechaliśmy do Decathlonu. Ludzi tłum z koszami pełnymi zakupów... czuliśmy się jak nie z tego świata. Ale kurtkę kupiliśmy, fajną i cieplutką, na wyprzedaży za całe 29 zł (cena wyjściowa 109 zł) :)))) ależ nam się udało.
Natomiast Lenie kupiliśmy śniegowce. Ruszofe :)

Wróciliśmy do domu.
Dzieci szczęśliwe, uśmiechnięte od ucha do ucha, witały nas okrzykami w drzwiach mieszkania.
Lena cały wieczór chodziła po domu w nowych butach :)
Babcia dostała aniołka.
T przyczepił wianek do drzwi.
Ja zapaliłam świeczkę w kadzielniczce i zapachniało fajnymi ziołami w domu.

A dziś postanowiłam, że będzie duża choinka w domu.
Zaryzykujemy.
Zobaczymy jak dzieciaki zareagują... mam nadzieję, że nie będziemy jej rozbierać zaraz po świętach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz