sobota, 5 grudnia 2009

wycieczka

Niezaplanowane wyjazdy są najfajniejsze.
A rzadko nam się ostatnio zdarza spontaniczność.
Dziś rano T zapytał: "co dziś robimy? Może się gdzieś wybierzemy, tak jak w zeszły weekend?"
No i pojechaliśmy.
A że Lena niezmiennie choruje w aucie, podjechaliśmy do metra wilanowska a potem metrem na plac bankowy.
Stamtąd poszliśmy na starówkę.
Dzieci usnęły a my obżarliśmy się różnościami - świetne, litewskie kabanosy, ciepły wiejski chleb ze smalcem, spiralki z ziemniaków.
Potem poszliśmy ogrzać się ciepłą kawą w Coffe Heaven.
Dzieci się pobudziły, zjadły zrobione przeze mnie kanapki i wróciliśmy na starówkę.
Nie doczekaliśmy jednak do iluminacji choinki i lampek ulicznych. Było zimno i w końcu tylko marzyliśmy o tym by wrócić do domu. Lena dumnie szła z przyczepionym do kurtki balonikiem.

Pewnie przed świętami zawitamy na starówce raz jeszcze. Chcemy pokazać dzieciom jak ślicznie świeci się miasto nocą :)
Pamiętam takie cudne światełka bożonarodzeniowe z Sydney. Tyle że tam środek nocy, światełka świąteczne i krótki rękawek. Ciepło i przyjemnie. Mam nadzieję, że kiedyś i te światełka w Australii im pokażemy.

A wogóle to kilka dni temu mieliśmy telefon z ambasady - są już papiery dla dzieciaków, mają obywatelstwo. Teraz zastanawiamy się jeszcze czy nie wyrobić im paszportów, ale nie wiem czy jest sens bo na razie nie mamy w planach podróży za ocean.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz