Dziś o 11.00 zostaliśmy Ziemniakami, czyli mamy własny kawałek ziemi. Małej działki 951 metrowej nieopodal Warszawy. Będziemy tam budować nasz dom, własny i piękny dom :) Lena już myśli jak będzie wyglądał jej pokój i pyta się Iwcia, czy zgodzi się mieszkać w pokoju o różowych ścianach :)
No kto to by pomyślał, że ja będę kiedyś chciała mieć własny dom... no kto by pomyślał, ja, która uciekała w książki i odrabianie lekcji kiedy trzeba było skosić trawę czy wyrywać chwasty spomiędzy krzaków róż. Nagle kosiarka stała się marzeniem a krzaków róż po prostu nie będzie :))
Poszłam przed chwilą pogłaskać po buziakach moje dzieci. Śpią już, ale pomyślałam że do nich zajrzę. Iwo i Lena, dwa słodkie aniołki. Dzieci są takie słodkie kiedy śpią. Ten spokój na buziach i miarowe oddechy wywołują, że moje serce rośnie i puchnie ze szczęścia.
Dziś usłyszałam historię czyjegoś syna u którego wykryto raka... któremu odjęto nogę by mógł żyć... ten syn żyje, ma żonę. Odjęto mu nogę tuż przed ślubem. Nie wyobrażam sobie bólu rodziców, rozpaczy żony i radości, że będzie jeszcze żył. Nie wyobrażam sobie poczucia niepewności i braku jasności jutra.
Boże, dziękuję Ci za zdrowie moich dzieci i proszę o jeszcze, i jeszcze, i jeszcze...
Pójdę jeszcze raz pogłaskać moje aniołki po buziakach...
Dobranoc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz