Lena wymiotuje w aucie po 20 minutach w nim przebywania. Trudno, przyzwyczailiśmy się i uczymy się z tym żyć. Nie chcąc Leny narażać na męczarnie z wyrywającym się do ucieczki żołądkiem, jeśli gdzieś jedziemy robimy wszystko by za środek transportu służył nam pociąg.
Pociągi są śmierdzące, obdrapane i brzydkie... ale mają zaletę - nie powodują wymiotów u starszaka :)
W niedzielę wybraliśmy się do stolicy. Tak po prostu, bez planu, bez pomysłu, spontanicznie. Z palemkami bo przecież była palmowa niedziela.
Zabawa na placu zabaw w Ogrodzie Saskim:
Plac Nieznanego Żołnierza i zapatrzenie Leny w zmianę warty przy grobie:
Na "barana" u taty, na Rynku Starego Miasta:
Z palemką do kościoła:
Wróciliśmy wcześniej. Lena złapała krótką drzemkę w pociągu. Po tym jak wysiedliśmy na peron stwierdziła:
"spałam tak długo, jestem bardzo wyspana, może pójdziemy na 5 minut do Wesołego Miasteczka"
taaaak... długa drzemka, całe 15 minut, taaaakaaaa wsypana :)
No a 5 minut przerodziło się w 1,5 godziny. Ale cóż nie codziennie przyjeżdża Wesołe Miasteczko.
Szaleńcza zabawa na ukochanej przez Lenę dmuchanej zjeżdżalni. Zjeżdża zawsze, gdy tylko nadarza się okazja, uwielbia. Pierwsze zjazdy zaliczała jak miała 2 lata i 7 miesięcy. Wówczas miała fory, bo jako najmłodsza uczestniczka zabawy dłużej wchodziła niż zjeżdżała i często pozwalano jej zostawać 2 albo trzy zmiany dzieciaków. Ale Lena w ciągu zmiany zjeżdżała 2 razy, bo większość czasu wspinała się po siatce :)
Teraz idzie jej zdecydowanie szybciej i nikt jej już nie daje forów ;)
Mimo choroby lokomocyjnej Lena nie ma problemów z kręceniem się na karuzelach
Iwo jako miłośnik samochodów i motoryzacji, szalał z tatą:
Nie udało się przejść obojętnie obok karuzeli dla maluchów. Dlaczego? Bo Iwo zauważył, że jest motor na którym koniecznie chciałby się przejechać:
Lena korzystając z okazji postanowiła poujeżdżać konika... różowego :)
A na koniec, jako wisienkę na torcie, zafundowaliśmy sobie rodzinną przejażdżkę na "Młyńskim kole" lub "Diabelskim Młynie" jak kto woli
Lena była zachwycona, ja byłam przerażona. Trzymałyśmy się z Leną za rękę, Lenie uśmiech z buzi nie schodził a mnie się nie jeden okrzyk przerażenia z buzi wyrwał. A Lena mnie pocieszała:
"Mamusiu, zamknij oczy i pomyśl sobie, że jesteś już na dole"
i
"Mamusiu, wyobraź sobie, że jesteś ptakiem"
Tak świat wyglądał z lotu ptaka
A tak już z dołu
Dzień należał do baaaardzo udanych. Muszę przyznać, że czułam się wykończona, ale wszystko wynagradzają uśmiechnięte buziaki.