W tym tygodniu trzy spacery poranne miały cel... poczta.
Nie mogę się przyzwyczaić do nowego urzędu. Mały, bez numerków, ze smutnymi twarzami emerytów i ogromną kolejką.
Dziś weszliśmy i ujrzeliśmy kolejkę 10 osobową. Wychodziliśmy było już z 20 osób. Wszyscy stali w uroczym ogonku... i wciąż było słychać warczenie "proszę pana/droga pani tu jest koniec kolejki, jedna kolejka jest".
Dziś się zorientowałam, że 99% pocztowych klientów chce zrobić opłaty. I nie muszę stać w tych gigantycznych, sfrustrowanych ogonkach.
I dobrze.
I już mogę nawet codziennie chodzić na pocztę.
I chwała za net i możliwość robienia przelewów z wygodnego fotela we "własnym" domu :)
To sfrustrowanie widać na każdym kroku. W sklepach panie za ladą mają minę jakby się najadły cytryny. Na ulicach przechodnie wyglądają jakby właśnie weszli w psią kupę.
Od jutra zacznę liczyć ilość spotkanych, uśmiechniętych ludzi.
Powinnam zmieścić się i policzyć wszystkich na palcach dwóch rąk... a może i tego będzie za wiele.
Miłe zaskoczenie spotkało nas w "cukierni na rogu". Pani Cukierenka odpowiedziała na Dzień Dobry cztery razy, a potem jeszcze 3 razy na Do Widzenia. To dzięki Słodziakom, które uczą się grzecznego zachowania w miejscach publicznych :))
Nooo wcale tak, zle nie jest :) A cukiernia na rogu ta obok Kościoła? Tam pracujace panie sa baaardzo mile i jeszcze ze 2 razy sie tam pojawisz i Panie beda sie zwracaly do Slodziakow po imieniu :)
OdpowiedzUsuńKlusia