Po przedpołudniowym spacerze drugie śniadanie smakuje wyjątkowo
A i humory są wyśmienite:
Dziś Tato się pochorował.
Leżał pod kocem przez pół dnia i jęczał.
Z rana, po chodniku przypominającym lodowisko, pobiegłam po leki do apteki. O dziwo zaliczyłam tylko jedną wywrotkę. Ślizg zakończyłam na płocie... i w żaden sposób nie byłam w stanie się podnieść bez pomocy gałązek żywopłotu.
Potem sytuacja chorobowa zmusiła nas do wizyty na poczcie. Zabrałam ze sobą dzieci. Wózek służył mi za ten poranny żywopłot i tylko dzięki niemu nie zaliczyłam jeszcze kilku ślizgów po oblodzonym chodniku. Lena raz wylądowała w oblodzonej kałuży a Iwo dwa razy. Dla nich wózek również był ratunkiem.
Ale i tak uwielbiam spacery z maluchami.
Dziś stojąc w kolejce na poczcie dzieci śpiewały "sto lat", bo to Iwcia ulubiona piosenka :). Stałam wśród znudzonych życiem emerytów i nie mogłam się powstrzymać by się nie uśmiechać. Moje Dwa Małe Słoneczka, bez nich życie byłoby szare i smutne :) Kto to słyszał by na poczcie śpiewać "sto lat" :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz