W sobotę postanowiliśmy troszkę pochodzić po Miasteczku w którym buduje się nasz dom. A raczej będzie się budował, bo nadal jest na etapie zalanych fundamentów.
Po obiedzie zapakowaliśmy maluchy i pojechaliśmy by poznać okolicę. To pierwszy taki spacer ale na pewno nie ostatni.
Po raz kolejny zakochaliśmy się w tym miejscu.
Odwiedziliśmy dwa place zabaw. Dzieci przeszczęśliwe. My też. Place zabaw w pełnym cieniu, wśród drzew. Na pierwszym placu zabaw dwoje dzieci oprócz naszych, na drugim tylko Lena (bo Iwo uciął sobie małą drzemeczkę w wózku). Szokiem dla nas było to, że na placach zabaw nie ma dzieci. Widać sobotnie popołudnie dzieci spędzają czas inaczej. Szok tym większy, że w P czy w stolicy na placach zabaw zawsze jest tłok.
Dzieci nie było, za to było pełno białych, latających kłaczków z kwitnących drzew :)
A kiedy złaziliśmy się nieziemsko, Lena zarządziła odpoczynek w kawiarnianym ogródku.
Były lody... Iwo nie chciał słyszeć o innych niż kawowe. Więc dostał kawowe. Ja zamiast lodów wypiłam kawę z filiżanki :)
Natomiast dla Leny obowiązkowo lody różowe :))
Tatuś o mało nie poparzył się swoją herbatą, kiedy Iwo na propozycję napicia się herbatki powiedział: "Bleeee, Fuujjjj, nie jubię"
To było bardzo miłe popołudnie, które zakończyło tydzień ładnej pogody.
W niedzielę cały dzień padał deszcz.
A dzieci jak to dzieci, w deszczu też dostrzegają powód do radości. Była okazja do założenia kaloszy i spaceru do babci na obiad w płaszczach i pod parasolem :))
Uwielbiam oglądać Wasze zdjęcia, a już zwłaszcza z Waszego rodzinnego spędzania czasu. Tyle w nich życia, radości i spontaniczności. Pozdrawiam Was serdecznie!
OdpowiedzUsuń