Dziś dzieci wstały o chorej godzinie. Iwo o 4:50 a Lena o 5:30. O 9:00 miałam wrażenie, że dzień ciągnie mi się jak makaron spaghetti. Dwie kawy za mną a tu dopiero 9:30.
Przed 12:00 dzieci miały dość. Marudne, jęczące. Argument "konik" działał, ale jakoś tak mniej spektakularnie niż dzień wcześniej.
I mimo, że ostatnio przestawiłam maluchy na niespanie w ciągu dnia, dziś zrobiłam wyjątek. Nie daliby rady wytrzymać do wieczora bez spania. Od 5:00 nie było szans.
O dziwo po południu argumenty Konik użyłam tylko jeden jedyny raz, skutecznie. Więcej nie było potrzeby bo Lena była uśmiechnięta i radosna.
No to jak na razie mamy 2:00 dla Konika :))
Oby natura jęczydła odeszła w zapomnienie. Oby.
Przed 12:00 dzieci miały dość. Marudne, jęczące. Argument "konik" działał, ale jakoś tak mniej spektakularnie niż dzień wcześniej.
I mimo, że ostatnio przestawiłam maluchy na niespanie w ciągu dnia, dziś zrobiłam wyjątek. Nie daliby rady wytrzymać do wieczora bez spania. Od 5:00 nie było szans.
O dziwo po południu argumenty Konik użyłam tylko jeden jedyny raz, skutecznie. Więcej nie było potrzeby bo Lena była uśmiechnięta i radosna.
No to jak na razie mamy 2:00 dla Konika :))
Oby natura jęczydła odeszła w zapomnienie. Oby.
Świetnie czyta się o przygodach Twoich dzieci... Takie krótkie pełne pasji felietony... Czy opisujesz również swoje przygody podczas budowania domu?:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :))
OdpowiedzUsuńPiszę bloga budowlanego, ale trudno to nazwać pasjonującą przygotą to nasze budowanie... czego się nie dotkniemy to się pierniczkuje :)