poniedziałek, 17 stycznia 2011

12,5 godziny

Martwiłam się jak dzieci prześpią noc... Padły ze zmęczenia o 17:00 w niedzielę. Usiadły na kanapie, poszłam zrobić szybką kolację bo przewidywałam, że małe oczka za chwilę się zamkną.
Wróciłam z chrupiącymi tostami.
Oczy Iwcia były już zamknięte.
Zasnął przytulony do tatusiowego kolana.
Lena usnęła w połowie kanapki.

Spali jednym ciągiem 12,5 godziny. I wstali standardowo o 5:30.

A dziś w ciągu dnia zainaugurowaliśmy piaskownicowe zabawy.
Pewnie trochę wyszliśmy przed szereg, ale pogoda była ładna a grabki aż się prosiły by pogrzebać nimi w piasku.

Wieczorem odwiedził nas "pan akwizytor", choć on sam za taką "ksywkę" byłby pewnie obrażony. Zaprezentował nam cud techniki - odkurzacz zabijający małe stworzonka żyjące w symbiozie z nami samymi, zamieszkując nasze materace, kołdry, poduszki i dywan w salonie. Odkurzacza nie kupiliśmy bo nad chęcią wysprzątania domu na błysk i życia bez kurzu, przemówił wąż w kieszeni.
I do chili obecnej nie mogę zrozumieć porównania "pana akwizytora" - jeśli miałabym wymienić lodówkę to znalazłabym pieniądze, to dlaczego nie mogę znaleźć pieniędzy na odkurzacz? lepiej jest oddychać kurzem ale mieć nową lodówkę? Nonsens. Wysprzątać mogę mopem i szczotką (jeśli nie chcę starym odkurzaczem kurzyć sobie w nos), ale co mam zrobić z kiełbasą jeśli za oknem będzie upał 30stopniowy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz