niedziela, 16 stycznia 2011

Kuzyni

Sobotnie popołudnie to było cztery godziny wzajemnego przekrzykiwania się.

Przyjechał wujek z ciocią, czyli mój brat z żoną oraz dwóch małych chłopców. Dzieciaki nie widziały się od Bożego Narodzenia i początkowe było małe onieśmielenie sobą nawzajem. Po godzinie nastąpiło szaleństwo. Dzieci biegały, jeździły na czym popadnie, rozdeptywały malinową galaretkę na podłodze, wgniatały w dywan herbatniki, śmiały się, płakały i próbowały przekrzyczeć siebie nawzajem.
A my, dorośli, żeby porozmawiać ze sobą, przekrzykiwaliśmy dzieci :)

Było wesoło i nie mogąc doczekać się powtórki, dziś spotkaliśmy się wszyscy u dziadków na obiedzie.

Widać, że dzieci złapały wspólny język. Lena pięknie zjadła rosół z kluskami, tylko dlatego że Robert jadł siedząc obok niej przy stole. A Iwo nie dał się karmić, bo chciał dorównać starszakom. I jeszcze małego Grzesia namawiał do jedzenia "Dzidziu oć". Ale Grześ nie był zainteresowany jedzeniem.
Drugie danie Robert zjadł pięknie bo Lena chciała by zjadł... bo sam ochoty na jedzenie specjalnie nie miał. Iwo też koniecznie sam, koniecznie koło starszego brata :) Jak mówi Iwo "Jojet" czyli Robert :)

Było super!
Dzieci nie spały w ciągu dnia... więc padły po powrocie do domu o 17:00... na kanapie, nad kolacją...
Ciekawe co przyniesie noc... i o której rozpoczną dzień. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz